Nastał dzień całej tej nieszczęsnej imprezy u Jack'a. Byłam pesymistycznie do niej nastawiona, w przeciwieństwie do Rosalie, która wtargnęła wieczorem do mojego domu i wyjmowała wszystkie rzeczy z szafy na łóżko, szukając idealnego stroju na tę okazję. Wyglądało na to, że czuła się jak u siebie, przewracając mi pół pokoju.
- Viv, wysil się trochę!- oparła ręce na biodrach- Ja mam ci wybierać w co się ubierzesz?
Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.
- Wiesz przecież, jak bardzo gdzieś mam tę imprezę. Nie lubię Parkera i już.
- Ta, ale jeżeli Hemmings by ją urządzał, to byś od razu spięła tyłek.- wymamrotała, przyglądając się w lustrze swojej obcisłej niebieskiej sukience.
Zmrużyłam oczy, patrząc gniewnie na przyjaciółkę.
- Johnson, nie grab sobie.- pogroziłam jej palcem.- dobrze wiesz, że nic mnie z nim nie łączy. My się nawet nie lubimy!
- Tak, jasne...
Przewróciłam oczami. Wiele razy powtarzałam Rosalie, że Luke mi się nie podoba, ale ta mi nie wierzyła. Nie miałam pojęcia dlaczego, bo naprawdę ostro mnie wkurzał i było to jawnie widać. Ciągle sobie dokuczaliśmy, byliśmy dla siebie chamscy, a Rose dalej utrzymywała się w przekonaniu, że to tylko kwestia czasu, kiedy skończy się to w łóżku. Cóż, nawet nie werbowałam go na mojego "kandydata do łóżka", wręcz przeciwnie, raczej na wroga roku.
- Och, Rosalie, nie rób mi takiego bałaganu w pokoju!- krzyknęłam na blondynkę, która stała z niewinną miną. Wszędzie walały się wyciągnięte ciuchy z mojej szafy, jednak ona się tym nie przejmowała. Jezu, tej dziewczynie serio odbiło z tymi imprezami.
- Posprzątam to, Smith, ale dopiero jak w końcu zdecydujesz w co się ubierasz.
Zacisnęłam zęby i podniosłam pierwszą, lepszą sukienkę z fotela.
Normalnie zawsze zwracałam uwagę na to, jak chodziłam ubrana, ale tym razem nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Mój tata wyjechał na misję do Afganistanu, a ja, że zostałam sama w domu, zgodziłam się pójść. Oczywiście, dopiero wtedy, gdy dostałam wiadomość od ojca, że wszystko u niego w porządku. Miałam tylko nadzieję, że nie pisał mi tego, tylko po to, abym poczuła się lepiej, ale dlatego, iż było tak naprawdę.
Mój wybór padł na czarną, cekinową sukienkę, do połowy uda. Podkreślała wszystkie moje atuty, a połączenie jej z czarnymi szpilkami okazało się obłędne.
Gdy skończyłyśmy się malować, wsiadłyśmy do zamówionej taksówki. Żadna z nas nie zabierała samochodu, bo i tak miałyśmy zamiar trochę wypić, a odebranie prawka za kierowanie po pijaku było nam zupełnie niepotrzebne.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...- powiedziałam, kiedy byłyśmy już w połowie drogi. Willa Parker'ów mieściła się na obrzeżach Sydney, a przez korki na ulicach, taksówka jechała znacznie wolniej.- może mogłyśmy kupić paczkę nachosów i zostałybyśmy w domu? Oglądałybyśmy różne wyciskacze łez, a nie jechały na to pieprzone przyjęcie...
Blondynka spojrzała na mnie lekko zdenerwowana. Miałam świadomość tego, że ostatnio zbyt wiele narzekałam, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Dlaczego tak bronisz się przed tą imprezą, hm?
Westchnęłam. Od wczoraj miałam wrażenie, że coś złego może się tam stać. Moje przeczucia jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Zresztą znałam Jack'a i jego całe towarzystwo. Banda podrywaczy, w dodatku okropnie płytkich. Wszystko się mogło zdarzyć.
- Po prostu nie przepadam za Jack'iem.- ucięłam krótko, nie chcąc rozgrzebywać tematu.
- Viv, spójrz na to z innej strony.- uśmiechnęła się i już myślałam, że powie coś głębokiego, więc uniosłam brwi w zaciekawieniu.- Będzie darmowy alkohol!
Zaśmiałam się.
W sumie, Rose miała rację. To była okazja do napicia się i oderwania od rzeczywistości. Jednak nie zignorowałam moich obaw i ukradkiem, pod sukienką trzymałam pistolet za przepaską na udzie. Uznałam, że tak będzie bezpieczniej...
Parę razy zawitałam do agencji, gdzie Robert przez miesiąc chodził ze mną na strzelnicę i uczył używać broni. To było mi bardzo potrzebne, biorąc pod uwagę, iż niedługo czekało mnie pierwsze zlecenie: zabójstwo nijakiego James'a Fitz'a. Pomyślałam, że zabranie broni ze sobą nie zaszkodzi, a tylko może pomóc, zresztą ostatnio nie ruszałam się bez niej nigdzie. Bycie szpiegiem nie było proste.
Gdy dotarłyśmy do celu, musiałyśmy podać nasze nazwiska mężczyźnie, który zajmował się listą gości. Weszłyśmy do środka i zatrzymałyśmy się gwałtownie w półkroku. Dom był przepiękny. Z zewnątrz była to zwykła biała willa z zadbanym, równo przyciętym żywopłotem wokół, za to w środku cały wystrój był znacznie oryginalniejszy. Chociaż panował półmrok, a jedynym źródłem światła były kolorowe, migoczące kule dyskotekowe, wszystko było w miarę widoczne. Wielkie czerwone kanapy rozciągały się na narożnikach, na stolikach stało pełno kolorowych drinków, a biały fortepian przy ogromnych oknach, tylko podkreślał, jak bogata była rodzina Parker'ów. Nie dostrzegłam nigdzie Jack'a, więc chwyciłam szybko za rękę Rosalie i skierowałam się do pobliskiego stolika z alkoholem.
- Wow, nie sądziłam, że mają taki dobry gust.- wymamrotała Rosalie, równie zachwycona wnętrzem tego domu.
- Ja tak samo.- zgodziłam się, nalewając do szklanki whisky z colą.- widzisz kogoś znajomego?
Przyjaciółka rozejrzała się, ale pokręciła przecząco głową.
- Nie. Zresztą Jack nie zaprasza byle kogo do swojego domu.
Biorąc pod uwagę, że w większości na przyjęciu przeważały dziewczyny, w dodatku ubrane jak prostytutki wzięte z ulicy, miałam ku temu wątpliwości.
- Halo, Viv! Będziemy tak stać, niczym dwie frajerki i nic nie robić?!-zapytała Rosalie. Uniosłam pytająco brwi.
- A masz inny pomysł?
- Co z tobą? Przecież uwielbiasz imprezy, wyluzuj się! Poczekaj, ja już ci znajdę jakiegoś przystojnego ogiera, by cię rozruszał...
- Jeżeli masz na myśli któregoś z kolegów Jack'a, to podziękuję.- dopiłam moje whisky. Paliło w gardle, ale cola pozostawiła odrobinę słodkawy smak. Oblizałam wargi, zlizując z nich ostatnie kropelki.
- Może nie od razu to towarzystwo, ale... Czekaj...-utkwiła wzrok w puncie za moimi plecami- Co tutaj robi David?
Zdekoncentrowana obróciłam się w tamtym kierunku. Rzeczywiście stał pod ścianą i rozmawiał z Olivią Williams, jedną z tych tępych laluni z naszej szkoły. Green spoglądał na nią i zawzięcie gestykulował, a rudowłosa śmiała się potakując.
- Czy ty widzisz, to co ja widzę?- odezwałam się zszokowana.- Rose, Williams rozmawia z naszym Davidem!
- Co to ma być?!- Johnson wpatrywała się z nienawiścią w Olivię- Tylko ja go mogę poniżać, niech tylko ona spróbuje!
W innej sytuacji bym się roześmiała, doskonale znając ich przekomarzanie się, ale nie teraz. Olivia była znana jako panna, która traktowała wszystkich z góry i trzymała się tylko z paroma służkami, dlatego zdziwiłam się, widząc ją z Davidem. Jeżeli nie chciała go ośmieszyć, dlaczego w ogóle z nim rozmawiała?
- Idziemy tam.- pociągnęła mnie za sobą. Na twarzy Davida odmalowało się zdziwienie, gdy zobaczył wyraz twarzy Rosalie.
Zatrzymałyśmy się dokładnie naprzeciwko tej dwójki. Chociaż nie znosiłam Olivii z całego serca, musiałam przyznać, że miała dobry gust. Była ubrana w czerwoną sukienkę i takim samym kolorem pomalowała usta, a rude włosy tylko podkreślały jej urodę.
- O, cześć dziewczyny!- odchrząknął nasz przyjaciel, drapiąc się po karku.- nie wiedziałem, że tu będziecie...
- Dlaczego niby?- Johnson oparła rękę na biodrze, patrząc wyzywająco na Davida.- zawsze jesteśmy na dużych domówkach.
Trudno jej było przyjąć, że rozmawiał z Olivią Williamson, przez którą kiedyś miała kłopoty w szkole. Otóż, jeszcze cztery lata temu Olivia i jej koleżanki wyśmiewały Rosalie. Była załamana, bardzo przeżywała wszystkie docinki z ich strony. Właśnie w tym czasie się poznałyśmy. Pomogłam jej się pozbierać i sprawić, by więcej nawet nie myślały jak jej dokuczyć. Dzięki temu zbliżyłyśmy się do siebie, zastąpiła mi Ashton'a, który w tym czasie wyjechał.
- Jednak nie sądziłyśmy, że będziesz tu...z Olivią.- obleciałam ją obojętnym spojrzeniem, na co ona uśmiechnęła się. Zaraz, uśmiechnęła się do mnie?
- Och, proszę, dajcie spokój.- odezwała się rudowłosa- zostawmy przeszłość za sobą. Już przepraszałam za wszystko co mówiłam o tobie, Rosalie. Zrozumiałam moje błędy i nie chcę dłużej prowadzić z wami wojny.
Parsknęłam ironicznie. Wątpiłam w jej słowa, ponieważ takie zachowanie w ogóle nie było do niej podobne.
- Na pewno, Olivio.- odrzekła moja przyjaciółka z fałszywą słodkością- zostaw nas proszę same z Davidem.
Williams posłała ostatnie spojrzenie Green'owi i odeszła w stronę swoich koleżanek.
- Wytłumaczysz nam to?!- krzyknęła Rosalie.- Co ty wyprawiasz?!
- Johnson, uspokój się!- David podniósł ręce w obronnym geście- to nic takiego! Po prostu pewnego dnia ona zagadała do mnie i była bardzo miła, dzięki niej zresztą tutaj jestem!
- Ona zaprosiła ciebie do Parker'ów?!
Coś mi w tym nie pasowało... Williams nigdy nie rozmawiała z Davidem, a co dopiero nie zapraszała go na żadne imprezy! Miałam wrażenie, że knuła coś okropnego, a nie chciałam, żeby go zraniła. Mimo, iż Rosalie cały czas się z nim sprzeczała, wiedziałam, że tak samo jak dla mnie, był dla niej jak brat.
- No tak.-nerwowo spoglądał to w podłogę, to na nas- Ona nie jest wcale taka zła. Znaczy znam jej przeszłość, ale od pewnego czasu gadamy dosyć często no i... zmieniła się, jest w porządku.
Widziałam jak Rosalie aż kipi od gniewu.
- W porządku?! Zapomniałeś już co mi zrobiła?!
- Rose, nie denerwuj się. Przepraszam, wiem, że powinienem wam powiedzieć o tym wcześniej, ale jakoś nie było okazji...
Westchnęłam. Rozumiałam moją przyjaciółkę i reakcję na nową znajomość Green'a. To nie mogło być dla niej łatwe, widząc go śmiejącego się z jej byłą prześladowczynią.
- No, dajcie spokój!- powiedział bardziej zdenerwowany- nie będziecie mi mówić z kim mam rozmawiać! Olivia się zmieniła, niech to do was dotrze! Wspierała mnie, kiedy wy nie miałyście dla mnie czasu! Prawda jest taka, że olewacie mnie coraz częściej.
- Ale...
- Przestańcie. Nie wiem co tak na was wpłynęło, ale widzę jak zaniedbujecie naszą przyjaźń.
David machnął lekceważąco dłonią i skierował się do swojej towarzyszki.
- Nie wierzę..- wyszeptałam wstrząśnięta jego słowami.- myślisz, że ma rację? Naprawdę go olewałyśmy?
- Nie wiem. Ja... Nie zauważyłam tego.
- To co zrobimy?- zapytałam przyglądając się Davidowi i rudowłosej tańczącym stanowczo zbyt blisko siebie.
- Chodź, Smith. Nie zamierzam mieć jeszcze bardziej spieprzonego wieczoru i nie zapomnę, że sprzymierzył się z Olivią, ale chcę bawić się lepiej od nich.
Przyjaciółka zaprowadziła mnie na parkiet, a sama poszła po drinki. Postanowiłyśmy wykorzystać ten wieczór jak najlepiej, nie zważając na nielojalne, aczkolwiek trochę zrozumiałe zachowanie Davida. Jeżeli faktycznie poczuł się przez nas odrzucony, nie dziwię się, że tak nas potraktował i przeszedł na stronę Williams.
Już po paru minutach się zrelaksowałyśmy. Piłyśmy, tańczyłyśmy i śmiałyśmy się do utraty tchu. Nawet zatańczyłam z kilkoma chłopakami ze szkoły, których wcześniej nie kojarzyłam, a okazali się całkiem fajni.
- Dalej, Vivian, na zdrowie!- wykrzyknęła wstawiona Rosalie, stukając swoim kieliszkiem o mój i jednym haustem pijąc czystą wódkę. Wybuchnęłam śmiechem, widząc jak kieliszek upadł jej na podłogę.
- Ups!
Parker'owie będą musieli poświęcić wiele godzin na sprzątanie. Wyobraziłam sobie Jack'a zasuwającego z mopem i ponownie się zaśmiałam. Na pewno będzie chętny do pracy...
- Nie przejmuj się!- krzyknęłam "przypadkowo" upuszczając mój kieliszek i mrugając do niej- narobimy tej rodzinie trochę więcej problemów, niż tylko dbanie o to, czy zasłony pasują do koloru ścian!
Poruszałam biodrami w rytm muzyki. Bawiłam się świetnie, zapominając o wszystkich troskach. Głos Rihanny wypełniał pomieszczenie i wszyscy dołączyli do tańca. No, może oprócz tych, którzy woleli jarać trawkę w innych, ustronniejszych pokojach. Nie byłam pewna ile dokładnie wypiłam, ale czułam, że za dużo, bo strasznie kręciło mi się w głowie.
- Idę się przewietrzyć!- oznajmiłam przyjaciółce, próbując przekrzyczeć muzykę.
Rosalie kiwnęła głową i nalała sobie więcej wódki.
Zaczęłam przeciskać się wśród zgromadzonego tłumu, lekko się chwiejąc. Znalazłam drzwi prowadzące na tyły rezydencji i popchnęłam je, czując powiew świeżego powietrza. Tuż przy tarasie znajdował się olbrzymi basen, więc usiadłam blisko niego, na kamiennych schodkach.
Miałam tylko nadzieję, aby nie puścić pawia, bo głowa aż mi pulsowała z bólu.
Zdjęłam szpilki i zamoczyłam stopy w wodzie. Była przyjemnie zimna, mogłam w końcu chwilę odpocząć i pomyśleć.
Jednak mój spokój nie trwał długo, bo zaledwie parę minut później usłyszałam nade mną głos.
- Jak tam, piękna Vivian?
Spojrzałam w górę i zobaczyłam Jack'a. Wywróciłam oczami i mlasnęłam z niesmakiem. Czy ten koleś byłby łaskaw się ode mnie odpieprzyć raz na zawsze?
- Dobrze, brzydki Jack'u.- odparłam obojętnie.
- Dlaczego brzydki?
- Bo tak.- wzruszyłam ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.- nie chcę mi się gadać.
- Jest tyle różnych rzeczy, które moglibyśmy robić w tym momencie, zamiast gadać...
Skrzywiłam się i nawet nie chciałam się domyślać, co miał na myśli. Najszybciej jak potrafiłam, założyłam z powrotem szpilki i z wielkim wysiłkiem wstałam.
- Idę stąd.- oznajmiłam Jack'owi i wyminęłam go, chcąc wrócić do Rosalie i wypić jeszcze ostatni mały, maluteńki kieliszek wódki.
- Już? Dlaczego tak szybko?- zatrzymał mnie i położył swoją dłoń na moim policzku- Noc jeszcze młoda, księżniczko.
Zbliżył się bardziej, przez co poczułam jego oddech, który śmierdział nie tylko alkoholem, ale również fajkami. Nienawidziłam palenia. Strąciłam jego rękę z policzka, bo sam dotyk wywoływał u mnie obrzydzenie.
- Nie nazywaj mnie księżniczką.- wymamrotałam zirytowana. Nie znosiłam tego określenia, brzmiało jak kierowane do niewinnej dziewczynki z przedszkola. A ja stanowczo nie byłam niewinna.
- Kiedy to tak słodko brzmi, Vivian.- usta Jack'a zaatakowały moją szyję, zostawiając na niej mokre ślady, bo pocałunkami tego nie można było nazwać. Miałam ochotę mu zwymiotować na włosy. Kiedy spróbowałam odepchnąć Jack'a, ten przyszpilił mnie do drzwi prowadzących do środka.
- Przestań, Parker.
Ale on nie słuchał, tylko dalej kontynuował. Czułam do niego wstręt, chciałam, by zostawił mnie w pokoju. Był tak samo pijany jak ja, jeżeli nie bardziej.
- Wiem, że tego chcesz. Nie graj już takiej niedostępnej. Chociaż przyznaję, gdy taką udajesz, jeszcze bardziej mnie podniecasz...
Skierował swoje ręce na moje pośladki, a wtedy już zupełnie spanikowałam, bo zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Sukinsyn chciał mnie zgwałcić.
- Jack, zostaw mnie!
- Przecież nikt nas tutaj nie widzi.- zaśmiał się zadowolony z siebie.
Sięgnęłam prawą ręką za plecy, do klamki od drzwi i pociągnęłam w dół, ale ani drgnęła. Musiał na początku zamknąć zamek na klucz. Już nie czułam się tak pijana, strach sprawił, że alkohol wyparował ze mnie w jednym momencie.
- Nie wejdziesz do domu, dopóki nie skończymy.- wysapał ochrypłym głosem, unosząc moje dłonie nad głową i skutecznie je unieruchamiając.
Pocałunkami zaczął schodzić do dekoltu, a jedna ręka przesunęła się na uda, by rozsunąć mi nogi. Krzyknęłam "pomocy" i tym momencie, rozzłoszczony Jack uderzył mnie w policzek i zasłonił usta.
- Cicho bądź, suko! Dopiero będziesz krzyczeć, ale moje imię, dopiero, gdy ściągnę z ciebie tę sukienkę. Wiem, że mnie pragniesz, Vivian...
Jedna łza spłynęła mi po policzku, słysząc jego słowa. Nie chciałam tego, nie mogłam na to pozwolić. Naciskał na mnie coraz mocniej i miałam wrażenie, jakbym kurczyła się pod jego ciałem.
Nagle poczułam ogromną determinację, to było jak objawienie. Przypomniałam sobie, co ze sobą zabrałam.
- Jack, chwileczkę, proszę.- wyszeptałam delikatnie do jego ucha uśmiechając się sztucznie, wkładając w to jak najwięcej swojej silnej woli- Źle się zachowałam, przepraszam. Sama się rozbiorę, dla ciebie.
Ten, gdy usłyszał moje słowa był zdziwiony, ale sekundę później również uśmiechnął się szeroko. Poluźnił swój uścisk i chwycił mnie za biodra, przekonany o mojej uległości- Mogę ci pomóc, nie produkuj się za bardzo, jeszcze nie teraz, księżniczko.
Dopięłam swego. Przez to, iż Parker przesunął swoje brudne łapy na biodra, moje ręce były wolne. Kiedy próbował zdjąć ze mnie sukienkę, chwyciłam szybko za broń, która znajdowała się za przepaską. Na szczęście sukienka nie była zbyt obcisła, więc Jack nie wyczuł spluwy wcześniej, albo po prostu nie zwracał na to uwagi przez chore pożądanie.
Kolbą pistoletu walnęłam bruneta w tył głowy, ale nie tak mocno, by stracił przytomność. Wydał z siebie syk i opadł na kolana, trzymając się za głowę.
Dołożyłam mu bardziej i kopnęłam go między nogi. Jack zaskomlał zszokowany, kuląc się na ziemi.
- Pieprzony zboczeńcu, myślałeś, że możesz mnie tak po prostu zgwałcić?!- spytałam z nienawiścią, pochylając się lekko w jego stronę.- nie jestem jedną z tych twoich dziwek!
- Jak śmiałaś mnie uderzyć?- wybełkotał zataczając się.
- Hm, moja odwaga chyba nie zna granic.- zmrużyłam oczy.- i jeszcze jedno: nie jestem księżniczką, ale możesz mnie nazywać królową. To bardziej do mnie pasuje.
- Pożałujesz tego, kurwa! Popamiętasz mnie!- Jack powoli wstał, trzymając się za krocze i wykrzywiając twarz w bólu. Zaczął iść w moim kierunku, ale wtedy stanęła przy mnie trzecia osoba, zasłaniając mnie nieznacznie.
- Dosyć, Parker. Vivian chyba powiedziała "nie". Zresztą wątpię, żeby ciebie zapomniała, choć myślę, że raczej ty nie zapomnisz jej. Bolą cię jaja, Jack? To jeszcze nic, w porównaniu co do tego.
Luke minął mnie i uderzył Parkera pięścią w twarz. Siła tego uderzenia sprawiła, że tamten znów wylądował na ziemi. Blondyn jednak nie zamierzał na tym skończyć i jeszcze raz wymierzył mu cios. Zobaczyłam, jak z nosa Jack'a prysnęła krew. Musiał mu złamać nos.
Hemmings kopnął go następnie w brzuch i jeszcze raz w krocze. Jack zaczął bardziej skomleć i prosić, aby Luke go zostawił, jednak on nie miał tego w planach. Podniósł bruneta za kołnierzyk granatowej koszulki polo i wrzucił go brutalnie do basenu.
Otworzyłam usta, widząc jego złość, kiedy wpatrywał się z nienawiścią w Parker'a, który chwycił się kurczowo drabinki i oddychał szybko, zaskoczony gwałtownością zachowania przeciwnika.
- Zapamiętaj sobie tę lekcję, skurwysynie. Szanuj płeć piękną i nigdy nie zmuszaj do niczego, kiedy pani nie ma na ciebie ochoty.
Wypowiedział to zdanie ze szczerością w głosie, jakiej wcześniej u niego nie słyszałam. Jego tors unosił się i opadał już wolniej, powoli się uspokajając.
Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Pomógł mi, to na pewno. Tyle, że sama bym sobie dała radę, przecież odepchnęłam od siebie Jack'a. Hemmings po prostu zareagował dużo ostrzej ode mnie. Znalazł się przy mnie tak szybko, że nawet nie wiedziałam skad się wziął...
Zdziwiło mnie jego obronne zachowanie, w końcu nie pałał do mnie sympatią, a jednak pobił gnoja, który próbował mnie zgwałcić. Szczerze, to nie spodziewałam się tego po nim. Gdy wymierzał kolejne ciosy Jack'owi, widziałam w jego oczach pewien rodzaj furii. Przeraziłam się wtedy, ponieważ to był znak, że musiał robić to wcześniej.
Przypomniały mi się słowa Rosalie, która mówiła, iż Hemmings pobił kiedyś jakąś kobietę. Czy to mogła być prawda?
Dlaczego w takim razie powiedział "szanuj płeć piękną"? Przecież to by się wykluczało... Może to były tylko plotki? Ludzie przecież uwielbiali rozmawiać o cudzym życiu, bardziej niż o własnym. Jeszcze bardziej lubili wymyślać różne kłamstwa na czyiś temat, a charakter Luke'a pozostawiał sporo do życzenia. Lecz w tym momencie, kiedy stanął w mojej obronie, zobaczyłam małe światło w jego czarnej duszy. To światło było nadzieją, było czymś, co sprawiało, że nie był do końca taki podły, jak mi się wydawało. Dostrzegłam w nim małą iskierkę dobra, bo nie olał sprawy i znokautował Jack'a z mojego powodu. A wcale nie musiał tego robić, biorąc pod uwagę nasze oziębłe stosunki. Może jednak źle go osądziłam? Może Luke Hemmings nie był do końca bezwzględnym dupkiem pozbawionym serca?
***
Od autorki: Nasza dzielna Vivian nie dała się Jack'owi, co? :D Parker
rzeczywiście zapamięta ją na dłuuugo, a szczególnie po wejściu Luke'a. Vivian
zaczyna postrzegać go w zupełnie innym świetle, ale czy to wystarczy, aby
całkowicie zmieniła do niego stosunek?
Sami zobaczycie czytając
dalsze rozdziały "Stripped", kocham was mocno x
Rozdział świetny ♥
OdpowiedzUsuńVivien dobrze zrobiła, że zabrała ze sobą spluwę... Uwielbiam tą dziewczynę!
Czekam na następny rozdział
Pozdrawiam ^^
Mateńko! Rozdział świetny, coraz bardziej się rozwijasz *o*
OdpowiedzUsuńoczywiscie nie jest świetne to ze Jack chciał zgwałcic biedną Vivian, ale akcja z Lukiem, on jest po prostu kochany <33 może faktycznie nie jest dupkiem bez serca :)
Dziękuję bardzo x
UsuńPiękny ten nowy szablon, ta Vivian i Luke *.*
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to równie świetny, czekam na następny, głupi Jack :((
A Luke taki bohater haha :)
Powodzenia w dalszym pisaniu!
~~ Nimfa
Czeekam!
OdpowiedzUsuńJuż niedługo x
UsuńO Boże, kocham ten rozdział x
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, jak ten parszywy dupek śmiał położyć na niej swoje brudne łapy? Ale Luke superbohater, omg, kocham <3
Viv oczywiście sama sobie dała radę, ale Hemmo i tak musiał pokazać Jackowi, gdzie jego miejsce ♥
Coś czuję, że Olivia nie ma do Davida czystych zamiarów i cholernie mnie to martwi, bo go lubię. Ciekawi mnie, czego ona od niego chce.
Mam nadzieję, że Viv i Rose wyczają, o co chodzi. No i faktycznie, trochę biedaczka zaniedbały. :-( (przez Luke'a piszę noski, meh).
Kocham Rose, haha, mam dokładnie tak samo - szukam jednego ubrania i wywalam całą szafę :')
No i nadal mam nerwicę przez tego cholernego Jacka.
I padłam:
"-Piękna Vivian..
- Brzydki Jacku."
Hahah :') Made my day.
Twój nowy szablon jest niesamowity, ten Luke i Viv.. o rany. I ten cytat, jejku <3 ♥
Gratuluję tylu odwiedzin i przepraszam za spóźnienie, nie mogę się z niczym ogarnąć, ughh.
I nadal nie mogę się nacieszyć tym superhero Lukiem i tą końcówką <3 Zaczyna go troszkę lubić ♥ aww.
itisnotourloveaiff.blogspot.com
PS. Zapraszam na nowe FF o Ashtonie na wattpadzie: "Infinity".
https://www.wattpad.com/183406934-infinity-ashton-irwin-ucieknijmy/comment/616631377#
x
Dziękuję bardzo, mega się cieszę, że rozdział przypadł ci do gustu :")
UsuńOczywiście, będę wpadać na "Infinity" sama jestem ciekawa x
Świetny blog ;) Naprawdę masz talent i nie mogę doczekać się następnego :D
OdpowiedzUsuńhttp://ostatni-zakret.blogspot.com/
Jej, dziękuję bardzo x
Usuń