Odwróciłem się orientacyjnie, bo poczułem na sobie wzrok Vivian. Stała kilka metrów dalej, wpatrując się we mnie z lekko przekrzywioną głową. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby patrzyła na mnie tak jak teraz. W jej oczach było coś, co bardzo mnie zaniepokoiło. To było coś takiego jakby czytała w mojej duszy, znała mój najdrobniejszy grzech. Poczułem się obnażony.
Nie mogła przecież tak w jednej chwili mnie rozszyfrować. Starając się zachować naturalnie, spojrzałem z powrotem na Jack'a.
- Zjeżdżaj.- rzuciłem do bruneta. Ten szybko wyszedł z basenu cały przemoczony, ze złamanym nosem i podbiegł do drzwi prowadzących do willi. Desperacko długo szukał kluczyka, a gdy w końcu go odnalazł, otworzył zamek i wbiegł do środka.
Mój wzrok padł na pistolet, który leżał tuż pod nogami Vivian. Uniosłem brew. Panna Smith posiadała broń? Wcześniej tego nie zauważyłem, ale w końcu czymś musiała go jebnąć, by się zatoczył.
Kiedy ujrzała na co patrzyłem, szybko schyliła się, podniosła spluwę z ziemi i włożyła do torebki. Czekałem, aż w końcu mi podziękuje, ale podeszła do mnie z wkurzonym wyrazem twarzy.
- Nie potrzebowałam twojej pomocy.- warknęła, stając tuż przede mną. Jeszcze wyżej uniosłem brew. Normalnie każda laska byłaby szczęśliwa i wdzięczna, że jakiś chłopak ją obronił prawda? Od razu zaczęłaby dziękować, rzucając się na szyję. Jednak poczułem ulgę, bo odzywała się do mnie tak jak wcześniej.
- Racja...- powiedziałem wolno, szukając odpowiednich słów.- ale chciałem ci pomóc.
- Dlaczego?
Myślałem, że żartuje. Ten chuj próbował ją zgwałcić, a ona pyta mi się dlaczego? Owszem, może nigdy nie byłem bohaterem i zamiast chronić innych, raczej ich dobijałem, ale zdążyłem poznać Jack'a i wielką przyjemność sprawiło mi jego uderzenie.
- Nie rozumiem...
Wywróciła oczami. W mojej obecności, aż nazbyt często to robiła.
- Czy ja mówię niewyraźnie, Hemmings?
Uśmiechnąłem się. Co ja sobie myślałem, że będzie mnie całować po stopach za pomoc? Vivian nie była taka i zachowała resztki swojej zimnej krwi nawet w takiej sprawie. W sumie to ją odróżniało od reszty dziewczyn, które dotąd znałem.
- Ależ skąd. Już ci wyjaśniam... Pewnie uważasz, iż jestem bezwzględnym chamem, nieskorym do żadnej pomocy, czyż nie?- nie pozwoliłem jej odpowiedzieć, tylko kontynuowałem dalej- Wiesz, zawsze gdzieś w środku byłem gentlemanem. Po prostu dotychczas tego nie zauważyłaś.
- Tak, z pewnością. Musiałam to przeoczyć przez twoje idiotyczne zaczepki. Nie jestem pewna czy tak zachowuje gentleman.- odparła ironicznie.
Parsknąłem śmiechem. Dobra, tylko czasami byłem gentlemanem, ale najważniejsze jest chyba, że w ogóle potrafiłem nim być.
- Słuchaj, Vivian... Właśnie wychodziłem z imprezy, bo według mnie była do dupy, kiedy usłyszałem głos wołający pomocy. Zawróciłem więc do ogrodzenia i zobaczyłem ciebie, tyle, że już po tym, jak powaliłaś Jack'a na ziemię. Muszę przyznać, iż jestem pod wrażeniem. Znowu mnie zaskoczyłaś.
Jej twarz złagodniała. Zamrugała parokrotnie, co robiła, gdy intensywnie nad czymś myślała. Chyba odrobinę bardziej mi uwierzyła.
Nie wiem nawet dlaczego jej się tłumaczyłem. Jeszcze niedawno nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, a w tym momencie miałem nadzieję, że będzie dla mnie odrobinę milsza.
Pojebało cię do reszty, Luke
- Okej, Hemmings, nie poznaję cię. Wszystko z tobą w porządku? Nie upadłeś na głowę?
- Nie martw się o moją głowę, na razie wszystko z nią dobrze. Pytanie jest zasadnicze: masz zamiar zostać do końca tej imprezy, czy się zwijasz?
Szatynka westchnęła.
- Chyba wrócę do domu. Muszę ochłonąć i przećwiczyć mój prawy sierpowy na poniedziałek, gdy w szkolę zobaczę Jack'a.
- W takim razie, może nie masz czym wrócić?
Zmarszczyła czoło, podejrzliwie mi się przyglądając.
- Co proponujesz?
- Mógłbym cię podwieźć. Nie piłem, więc to żaden problem.- wyszczerzyłem zęby, nawet nie wiedząc dlaczego to proponowałem.
- Skąd mam pewność, że nie zapiszesz sobie mojego adresu w jakimś stalkowskim notesiku i potem się do mnie nie włamiesz?
Zaśmiałem się, ale Smith wyglądała dość poważnie. Matko, nie sądziłem, iż ma o mnie aż takie złe zdanie.
- No cóż, nie mogę ci tego obiecać... Lecz życie należy do odważnych. Zaryzykujesz?
Vivian skinęła głową i skierowała się w kierunku ogrodzenia, by następnie przez nie przejść.
- No no, panno Smith... Nie sądziłem, że wolisz metody niecywilnego przemieszczania się.- powiedziałem, widząc jak dziewczyna zwinnie przechodzi przez płot, stawiając nogi po drugiej stronie.
- Nie takie rzeczy się robiło.- oznajmiła ze szczerym uśmiechem, gdy ruszyłem w jej ślady.
Otworzyłem drzwi do srebrnego porshe i odpaliłem wóz. Vivian wydawała się być zachwycona moim samochodem. Dokładnie omiatała wzrokiem tapicerkę, kierownicę, radio, a nawet wycieraczki.
- Zwolenniczka szybkiej jazdy?- wymamrotałem drwiąco.
Spojrzała na mnie i nie odpowiedziała nic, nadal będąc po wrażeniem auta. Tak, moje Porshe 911 kosztowało kupę hajsu, ale warto było. Laski na to leciały, a faceci przypatrywali się z zazdrością wypisaną na twarzy.
Posiadanie broni, przechodzenie przez płoty w lekkich sukienkach, fascynacja dobrymi samochodami... Vivian miło mnie zaskoczyła, chociaż jakaś cząstka nadal mi mówiła, żebym się opanował. Ta mała cząstka w duszy podpowiadała, że Vivian nadal jest dla mnie zwykłą dziewczyną, którą tylko i wyłącznie przyjemnie się drażni. Nie mogłem o tym zapomnieć. To całe myślenie o niej doprowadzało mnie do szału. Musiałem przystopować i nie myśleć tyle.
Przecież tylko jej pomogłeś, idioto. To nic wielkiego, w szkole wszystko wróci do normy.
Gdy nacisnąłem pedał gazu, pojazd pojechał tak, aż wbiło nas w siedzenia.
- Wow, wow... Uważaj trochę, bo nas pozabijasz.- wypowiedziała Smith trzymając się jedną ręką szyby a drugą lewej strony siedzenia.
- Czyż nie lepiej jest być martwym, niż żyć bez krzty adrenaliny?
Spojrzałem na nią przybierając niewzruszony wyraz twarzy. To był mój znak rozpoznawczy - żadnych poważnych emocji, które ktokolwiek mógł rozpoznać.
- Nie sądziłam, że z ciebie taki poeta, Hemmings.
- Przyzwyczajaj się.- wzruszyłem ramionami- mam tego więcej w zanadrzu.
Vivian od czasu do czasu mówiła mi, jak mam jechać, by dotrzeć do jej domu. Miałem wrażenie, że czasami specjalnie podawała mi wskazówki, które prowadziły krętymi drogami, bym później nie pamiętał, jak do niej dojechać.
Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem przez jej obawy, bawiło mnie to całe jej zachowanie.
- Vivian, uspokój się trochę.- powiedziałem szczerze- przecież jakbym chciał ci coś zrobić, to po pierwsze: już dawno bym zrobił, a po drugie; nie pomagałbym tobie z Jack'iem. Chcę być po prostu w miarę uprzejmy i odwieźć cię kulturalnie do domu.
Zerknąłem na nią, aby wyczuć jej reakcję. Wydawało się, że odetchnęła z ulgą i rozluźniła się odrobinę. W sumie, nie ma się co dziwić. Siedziała w samochodzie z chłopakiem, którego znała miesiąc, w dodatku cieszącym się złą opinią publiczną, ale przecież sama się zgodziła.
- Okej, po raz pierwszy chyba ci uwierzyłam. Nie spieprz tego.- burknęła wpatrując się w przednią szybę.
Uśmiechnąłem się triumfująco i przyspieszyłem jeszcze bardziej.
Później jechaliśmy w ciszy. Żadne z nas chyba nie miało nic więcej do powiedzenia, w końcu o czym mieliśmy rozmawiać? Wiedziałem, że nadal nie palimy się do przyjaźni, ani nic w tym stylu.
- To tutaj.- rzekła, wskazując na jedną z uliczek po parunastu minutach jazdy.
Wyjąłem kluczyki i trzymałem je w ręce. Vivian odpięła pasy bezpieczeństwa, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Hm. Chcę tylko powiedzieć...- zwróciła się do mnie, unikając mojego spojrzenia.- Ja... po prostu... dziękuję, Luke.
Zaśmiałem się cicho. Po raz pierwszy użyła mojego imienia, w naszej rozmowie.
- Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek to od ciebie usłyszę.
- Ciesz się, bo nie łatwo jest podziękować osobie, która znajduje się na pierwszym miejscu mojej listy osób które należy omijać szerokim łukiem.
- Cóż za mocne słowo, Smith. Może i jestem dupkiem, rozumiem, że za mną nie przepadasz i masa osób na pewno się z tobą zgadza, ale widzisz, jednak nie zostawiłem ciebie w w potrzebie. A ja nie często się angażuję.-mrugnąłem do niej, na co uśmiechnęła się lekko.
Atmosfera w moim samochodzie zgęstniała. Patrzyliśmy na siebie z nieodgadnionymi intencjami. To stanowczo była za mała przestrzeń na tak wybuchowe charaktery, jak nasze.
Dostrzegłem, że na ułamek sekundy jej oczy zerknęły na moje usta.
Cholera. Oblizałem wargi, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak to musiało wyglądać. Jej oddech przyśpieszył i miałem wrażenie, że zaraz moje auto eksploduje z tych dziwnych i niebezpiecznych emocji. Przegryzła dolną wargę, nie przerywając kontaktu wzrokowego, co sprawiło, że po mojej głowie zaczęły krążyć krnąbrne myśli.
Hemmings, kontroluj się. Wcale nie masz ochoty się na nią rzucić, przestań się ślinić.
A kiedy już na prawdę chciałem zrobić coś nieprzyzwoitego, Vivian otworzyła drzwi pojazdu wysiadając.
- Jeszcze raz dziękuję.- powiedziała na odchodnym i ruszyła w głąb uliczki, nie odwracając się za siebie.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc. To było niedopuszczalne, nigdy nie myślałem o niej w taki sposób.
I nigdy więcej nie pomyślę.
Włożyłem z powrotem kluczyki do stacyjki i odpaliłem silnik. Dochodziła druga w nocy, a miałem jeszcze z kimś do porozmawiania.
***
Cały czas nie mogłem pojąć, jak mogłem na nią tak patrzeć. To po prostu zwykła żądza, bo już dawno się z nikim nie pieprzyłem. Kurwa, co za desperacja, że mój wybór padł na Vivian... Przecież ona mnie nienawidziła.
Wkrótce gniew przejął kontrolę, ponieważ zdałem sobie sprawę, co tak na prawdę zrobiłem.
Może wcale mi się nie przewidziało, iż Vivian patrzyła na mnie próbując mnie przejrzeć. Może już mnie przejrzała...
W końcu, do kurwy nędzy, okazałem przed nią jakieś współczucie i chęć pomocy. Zacisnąłem dłonie na kierownicy tak mocno, aż kłykcie palców mi zbielały. Byłem na siebie tak zły... Zobaczyła, że się przejąłem i jeszcze odwiozłem ją do domu! Nigdy się tak nie postąpiłem, była pierwszą dziewczyną, która wylądowała na siedzeniu tego auta. Chyba zwariowałem.
W dodatku nadal miałem w myślach ten jej przeszywający wzrok. Czyżby pomyślała, że jest we mnie cząstka dobra, przez to jak się uniosłem?
Jeżeli tak, to bardzo się pomyliła. Mrok we mnie był mi silniejszy, niż jakiekolwiek światło. Może wyczuła słabość, gdy jej pomogłem? O, nie, nie mogła, to by wszystko spierdoliło. Nie mieliśmy dobrych stosunków, a poznanie mnie bliżej, sprawiłoby, iż miałaby nade mną jakąś przewagę.
Moje życie nigdy nie było kolorowe, a panny Smith wręcz przeciwnie. Myśl, że ta dziewczyna mogła mnie przejrzeć, była okropna. Nie powinienem się mieszać w jej sprawy, miała rację, sama by sobie poradziła. Co mnie wtedy napadło?
Pokręciłem zdenerwowany głową. Nie pozwolę na to, aby miała okazję jeszcze kiedyś ujrzeć współczującego Hemmings'a. Te uczucia były słabe. Skończyłem ze słabością.
Trzasnąłem drzwiami, wchodząc do domu i od razu poszedłem po schodach, do mojego pokoju. Było to pomieszczenie, które jako jedyne oferowało mi spokój myśli. Wszystko co się tutaj znajdowało, ukazywało prawdziwego mnie: jeden wielki bałagan. Ściany a pokoju były białe, z kilkoma zdjęciami, przedstawiające parę szczęśliwych wydarzeń w ciągu ostatnich lat. Wielki telewizor stał dokładnie na przeciwko łóżka, które zawsze było w nieładzie. Na podłodze walały się moje ciuchy, których nie chciało mi się poprzedniego dnia schować. Dominującym elementem jednak była czarna komoda, gdzie trzymałem całą broń.
Położyłem się na łóżku, w tym samym momencie, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Calum ubrany w piżamę.
- Siema, stary.- przywitał się wesoło, siadając koło mnie.
Przekląłem cicho pod nosem.
- Wiesz co to znaczy pukać, Hood?- zapytałem posyłając mu zrezygnowane spojrzenie.
- Jasne, że tak. Ty na przykład ciągle pukasz jakieś laski w klubach.
Przewróciłem oczami, przysięgając sobie, że Calum kiedyś oberwie za te jego dowcipne teksty.
- Żartowniś się znalazł.- mruknąłem, zamykając oczy. Miałem ochoty po prostu zasnąć i przestać myśleć.
- Luke, przestań!- uderzył mnie w nogę.- dalej, opowiadaj jak było na tej imprezie!
Mogłem się spodziewać, że zada to pytanie. Od początku chciał tam być, ale obowiązki na to pozwoliły.
- Normalnie. Za dużo ludzi. Spocone ciała. Dragi w kiblach. Tak jak zawsze.
- Wiesz, że nie o to pytam.
Otworzyłem jedno oko i zerknąłem na niego. Brunet był przejęty i wpatrywał się we mnie błagalnie.
Westchnąłem.
- Tak, Rosalie też tam była.
- Wiedziałem! Kurwa, jak mogłem to przegapić... A czy ona... Obściskiwała się z kimś?
Szczerze mówiąc, nie byłem zadowolony, że Cal'owi spodobała się Johnson. Nie byłem pewien, czy to była dziewczyna dla niego. Podobno lubiła zabawę, chłopaków i różne takie. Nie chciałem, by złamała mu serce, bo mój przyjaciel był bardzo wrażliwy pod tym kątem. Chyba najbardziej spośród mnie, Michael'a i Ash'a.
- Nie wiem, Cal.- odparłem zmęczony.
- Jak to?! Przecież miałeś ją pilnować!
- Miałem inne rzeczy na głowie. Po prostu z nią pogadaj, jak ci tak zależy. Musisz się upewnić, czy ona czuje to samo do ciebie.
Pokiwał w zamyśleniu głową. Poczułem wibracje w kieszeni moich czarnych rurek więc wyjąłem szybko telefon i odebrałem go.
- Luke, musimy porozmawiać.- usłyszałem po drugiej stronie. Gestem nakazałem Hood'owi wyjść z pokoju, ale ten uparty osioł oczywiście nie ruszył się z miejsca. Zirytowany, sam go wystawiłem na zewnątrz, wbrew jego protestom.
- Teraz możesz mówić- odpowiedziałem.
- Ostatnio nie pojawiasz się często. Sama nie wiem jak to interpretować, Luke...
Przeczesałem palcami włosy. Wiedziałem do czego ona zmierza.
- Nie mam ostatnio czasu. Przecież wiesz, że mam teraz liceum na głowie.-nienawidziłem się tłumaczyć, a była drugą osobą dzisiaj, przed którą to robiłem.
- Przykro mi, że przestałeś nas odwiedzać. Ale wypadałoby to zmienić, ponieważ mam dla ciebie pewne zadanie, które musisz wykonać.- jej głos był delikatny, ale wiedziałem, iż to tylko powłoka, pod którą kryła się pewna siebie kobieta, potrafiąca okręcić sobie każdego wokół palca. Chyba tylko ja spośród licznych facetów, wiązałem z nią czysto zawodowe stosunki.
- Tak myślałem, że to powiesz. Więc o co chodzi?
- Musisz przyjść, to dosyć skomplikowane. Chcę ci to przedstawić osobiście- niemal czułem jak się uśmiecha. Lubiłem ją, zresztą świetnie się z nią pracowało, ale ostatnio zaczęła mnie denerwować, bo za często do mnie dzwoniła. Na szczęście wiedziałem, iż nie mogło być to nic poważnego, ona nigdy nie łączyła pracy z życiem osobistym, to mnie uspakajało.
- Okej, przyjadę jutro.
- Cudownie. A więc do zobaczenia.
- Dobranoc.- pożegnałem się i rzuciłem telefon na łóżko. Czekało na mnie wiele obowiązków w tym tygodniu...
***
CZYTASZ=SKOMENTUJ
Od autorki: "Stripped" możecie znaleźć na wattpadzie! Link na stronie głównej bloga. Luke ma zmienne nastroje, co? Najpierw taki pomocny, a później zły na siebie, że to zrobił.
Hemmings to jedna wielka niewiadoma...
Hemmings to jedna wielka niewiadoma...
Dziękuję wszystkim, którzy zostawiają po sobie jakikolwiek komentarz, to na prawdę świetna motywacja do dalszego pisania.
Miłego weekendu!
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://ostatni-zakret.blogspot.com/
Dziękuję x
UsuńJestem bardzo ciekawa kim jest ta ,,ona"
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, uwielbiam Vivien <3
Czekam na następny rozdział
Pozdrawiam ^^
Czekam az sie pocałuja nooo💎
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział 💋
Cuuudoowny rozdział, uwielbiam szczególnie że z perspektywy Luke'a! Jest taki mroczny i tak stasznie mnie ciekawi ONA, no serio kim może być.. Vivian taka ostra do niego jest, ale wcale jej się nie dziwię xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, dużo weny :*
Dziękuję bardzo, rozdziały w każdą sobotę xx
UsuńNo i nadrobiłam. Uff… Agh. Kurde, teraz żałuje, że to nie trwało dłużej. Poważnie, poważnie chcę już nowego rozdziału! Akcja zaczyna się rozwijać i powoli odkrywa się prawdziwe (czy też drugie) oblicze Luke’a. I szczerze? Podoba mi się ono bardziej od maski zimnego twardziela jakiego zgrywa przez większość czasu. Zazwyczaj pałam miłością to właśnie takich facetów, ale widać ze oprócz tego jest też kimś więcej, ma uczucia.
OdpowiedzUsuńPokazał to nad wyraz mocno broniąc Viv, a potem mając „swoje myśli” :P Poważnie, to myślałam, że ją tam cmoknie, ale w głębi ducha wiedziałam, ze nie pozwoliłabyś akcji płynąć tak porywiście. I dobrze, niech wszystko toczy się własnym rytmem. Dzięki temu historia nabiera realności. Niech się jeszcze trochę powykłócają i ponienawidzą ;D
Co do tej Onej, mam pewną zagmatwaną, chorą wizję, której nie zdradzę. Jak już wszystko wyjdzie na jaw (i okaże się, że znów nie miałam racji) opowiem ci xD
Czekam niecierpliwie na następny!
Pozdrawiam, Alessa :*
Rozbudziłaś we mnie wielką ciekawość, jeju serio! Po prostu chcę usłyszeć jak najszybciej twoją teorię na temat Jej, bo może będzie zbliżona do prawdy, haha :)
UsuńDziękuję za wszystkie miłe słowa x
Luke po prostu mnie tuta zabija *____* ma rzeczywiscie skomplikowany charakter, ale może Viv odkryje jego dobre strony :) widze ze na prawde nie jest do konca złym chłopakiem..
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, czekam na więcej bo chcę już wiedzieć kim jest ta ona!
~~ Nimfa