środa, 23 września 2015

Rozdział I

Vivian's POV

   Jak zawsze się spóźniałam. Byłam godna podziwu ludzi, którzy w ogóle chcą się gdzieś ze mną umawiać. Biegłam wzdłuż zatłoczonej ulicy miasta, w nowych, czarnych szpilkach od Jimmy'ego Choo. Nie były wcale takie niskie, więc trud mi sprawiało chodzenie, a co dopiero bieganie.
- Ups, przepraszam!- wykrzyczałam do przechodnia, którego potrąciłam moją torebką. Grubszy facet posłał mi gardzące spojrzenie i poszedł dalej. To nie było miłe, może trochę zrozumienia? Miałam ważne spotkanie.
Gdy zobaczyłam szyld Starbacks'a, uradowana wparowałam do środka, o mało nie przewracając się o próg.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu pomalowanym na ciepły, brązowy kolor. Od razu było czuć wyraźny aromat kawy, który poprawił mi humor. W środku ludzie siedzieli przy okrągłych stolikach, albo stali w kolejce, by zamówić swoją ulubioną kawę. Lubiłam tu przebywać, szczególnie po lekcjach, ponieważ ta kawiarnia była blisko liceum.
Podeszłam prędko do stolika, gdzie siedziała moja przyjaciółka.
- Viv, nareszcie! Myślałam, że nigdy się ciebie nie doczekam.- uścisnęłam Rosalie, uśmiechając się przepraszająco.
- Chciałam jak najszybciej tu dotrzeć, ale sama rozumiesz... Mój tata nie pożyczył mi samochodu, bo teraz sam go potrzebował. Mogę się pożegnać z szybkim przemieszczaniem się na najbliższy tydzień- powiedziałam, siadając na przeciwko blondynki.
- Nie martw się, mogę po ciebie przyjeżdżać do szkoły. Moje auto jest jeszcze w miarę sprawne.- zaśmiała się.
   Rose była świetną przyjaciółką. Potrafiła w każdej chwili mnie pocieszyć, zawsze służyła radą, a w dodatku rozumiała mnie, jak nikt inny. Miała jasne blond włosy, sięgające za ramiona, zielone, radosne oczy i promienny uśmiech. Jednak, jeżeli ktoś się jej naraził, ten "promienny" uśmiech, zamieniał się w pełen pogardy grymas.
Tak to już było, że szkole uchodziłyśmy raczej za wredne i chamskie suki, ale na prawdę nie do końca takie byłyśmy. 
Wyznawałyśmy po prostu zasadę "Jak ty nie będziesz zły dla świata, to świat będzie zły dla ciebie". Poza szkołą, byłyśmy zupełnie innymi osobami. Prywatnie, zawsze starałam się nie być egoistką, chciałam troszczyć się o innych, być kimś, komu można zaufać.
- Hej, nie zamówiłaś nic dla mnie?- spytałam blondynkę, patrząc na jej Latte Macchiato i jagodową muffinkę.
- Nie wiedziałam na co masz ochotę.- wytłumaczyła się, jedząc swoją babeczkę.- poza tym, najpierw musisz mi  powiedzieć jakie dostałaś zadanie.
Moje dodatkowe zajęcie było dość, hmm... osobliwe... Nie do końca byłam grzeczną dziewczynką, która uczyła się wieczorami w pokoju.
Miałam zaledwie osiemnastkę, a od dwóch lat byłam w świecie przestępstw. I nie chodzi mi o jakieś wybryki z narkotykami, czy nielegalne imprezy. W tej robocie chodziło o coś zupełnie innego.
- Już wiesz, czy masz kogoś zabić?- zapytała niedyskretnie Rose z wyrazem zaciekawienia na twarzy i ekscytacji.
Uciszyłam ją, syknięciem.
- Ciszej, na miłość Boską.
Dwa lata temu, dostałam telefon od pewnego mężczyzny. Okazało się, że był to Robert McCassie, jeden ze słynniejszych tajnych agentów w Sydney. Na początku byłam przerażona. W końcu po co ktoś taki miałby się ze mną kontaktować? 
Ale zaproponował mi ciekawą ofertę pracy. Wiedział, że mój tata był kiedyś żołnierzem i dobrze mnie wyćwiczył. Rzeczywiście, znałam podstawowe czynności obronne, ale Robert chciał czegoś więcej. Był szefem "Wolf'u", agencji szpiegowskiej. Chciał, abym dołączyła do niego jako jedna z jego agentek. Powiedział, że widzi we mnie duży potencjał. Przeraziłam się, ponieważ wyszło na to, że ten człowiek mnie obserwował. Odpowiedziałam mu więc, że mam szkołę i nie mam czasu na takie rzeczy. On tylko machnął ręką i odpowiedział, że to w żaden sposób nie będzie przeszkadzać mojej nauce, po prostu raz po raz dostanę misję, w której będę brać udział, a później może przejdę na wyższy level. Więc zgodziłam się i prowadziłam takie podwójne życie, czasami nie do końca bezpieczne, ale dla mnie idealne. Chodziło o wrogie agencję albo przestępców czy przemytników narkotyków. Nie do końca była to zgodna z prawem agencja, bo działaliśmy na własną rękę, ale to zajęcie dawało mi sporej adrenaliny.
- Nie, Rose.- odetchnęłam- Jeszcze nic nie wiem, ale w najbliższym czasie szef ma mi przekazać wieści, podobno to bardzo ważne zadanie. 
Rosalie się uśmiechnęła, dopijając swoją latte.
- Więc Vivian Smith super groźną agentką, siejącą postrach? Wow, kiedyś nawet nie sądziłam, że o tym pomyślę.
Rose zaledwie miesiąc temu dowiedziała się o mojej pracy "na bok". Nie chciałam jej wtajemniczać, zresztą nie mogłam nikomu powiedzieć. Ale była mi na tyle bliska, że wyznałam jej prawdę, a ona mnie nie zawiodła i wspierała.
Faktycznie, to nie były łatwe zadania. Robert z roku na rok, stawiał wyżej poprzeczkę. Byłam agentką zajmującą się w szczególności wrogami z konkurujących agencji. Przesłuchiwałam ich, szpiegowałam no i czasem musiałam lekko pokiereszować...
- Wiem, że to dość nieciekawe zajęcie jak na nastolatkę. Ale lubię to. W końcu mogę być kimś ważnym.- powiedziałam.
To nie tak, że byłam złym człowiekiem. "Wolf" było agencją, która powstrzymywała przestępców, chociaż dość radykalnymi sposobami. Miałam już parę ważnych zadań, ale to miało przebić wszystkie... Nigdy nikogo nie zabiłam. A ta misja miała dotyczyć zabójstwa jakiejś wielkiej persony.  Odrobinę mnie to przerażało, ale z drugiej strony czułam nutkę chorej ekscytacji. Czy miałam inne wyjście? Jakbym teraz odeszła z agencji, tak po prostu by mi pozwolono? Byłam pewna, że nie.
- Tylko co będzie jak twój tata się dowie?
Westchnęłam. Moim głównym problemem było utrzymanie w tajemnicy tego zajęcia przed tatą. Jako były wojskowy, uważał, że każda taka "firma" to ludzie bez serc, latający z karabinami po ulicach. Wypełnialiśmy nasze zadania cichaczem, w dodatku ludzie z agencji byli na prawdę pomocni i zachowywali się normalnie... No, oprócz tego, kiedy było trzeba szpiegować, albo kogoś uciszyć... Musiałam szykować różne wymówki, żeby zrywać się z domu wieczorami, albo po prostu wychodziłam niepostrzeżenie w nocy.
- Nie dowie się, ja już tego dopilnuję. A teraz, wybacz Johnson, ale idę zamówić jakąś mocną kawę.- wstałam ze stołu i podążyłam w stronę kolejki, która ułożyła się przy kasie.
Jednym z minusów tego miasta, było to, że praktycznie wszędzie był tłok. Nawet w Starbucksie kolejka była ogromna.  Kiedy w końcu dostałam to co zamówiłam, skierowałam się z powrotem do stolika. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni moich jeansów, co znaczyło, że dostałam sms'a i sięgnęłam wolną ręką po telefon.
Wróć przed 18. Muszę z tobą porozmawiać. 
Tata

   Byłam ciekawa o co chodziło. Zwykle tato nie pisał do mnie tak oficjalnie. 
Wtedy nagle poczułam jak z czymś się zderzam. Moja świeżo co zaparzona kawa wyleciała mi z ręki. Podniosłam wzrok z ekranu telefonu i zobaczyłam chłopaka, na którego wpadłam. Był wysokim blondynem, z postawionymi włosami do góry, dołeczkiem w policzku i kolczykiem w wardze, na który od razu skierowałam wzrok. Tak, to stanowczo jako pierwsze rzucało się w oczy i dawało wrażenie "tego niegrzecznego chłopca."
Blondyn prędko odskoczył ode mnie jak oparzony. Hmm, dosłownie oparzony, ponieważ trochę cappuccino wylało się na jego czarną koszulkę. 
- Cholera!- krzyknął, próbując odkleić sobie ją od ciała.
- O matko, przepraszam... Nie zauważyłam cię!- zakryłam usta dłonią. Chłopak spojrzał na mnie i wcale nie wyglądał przyjaźnie.
- Słusznie przepraszasz.-powiedział powoli, niskim głosem- uważaj jak chodzisz.
Zaskoczona, zmarszczyłam brwi. Dlaczego tak na mnie naskoczył? Co to miało być? Zrobiłam to przypadkiem.
- Słucham?!- odezwałam się oskarżycielskim tonem- Przecież ty też na mnie wleciałeś.
Uniósł brwi.
- Doprawdy?- przybliżył się do mnie tak, że prawie stykaliśmy się ciałami. Pomimo moich szpilek, on był nadal dużo wyższy ode mnie. - udowodnisz?
Zamrugałam parokrotnie, po czym odsunęłam się. Bezczelny drań.
- Pieprz się, nieznajomy.
Powiedziałam, schylając się po papierowy kubek, niestety bez gorącego napoju w nim.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia, nieznajoma?- spytał, przekręcając lekko głowę w prawo i przyglądając mi się z drwiącym uśmiechem.
- A na co liczyłeś? Może, że uklęknę na kolanach i będę błagać o wybaczenie bo wylałam na ciebie kawę i straciłam pięć dolców?- rzuciłam sarkastycznie, unosząc jedną brew.
Blondyn się zaśmiał.
- Hm... Mogłabyś przede mną klęknąć, to wcale nie jest głupi pomysł, byłaby to jakaś rekompensata. - uśmiechnął się z jednym kącikiem ust.
Mówiłam coś o bezczelnym draniu? Zamieniam to na zboczony drań.
- Pieprz się.- powtórzyłam- tylko najpierw poszukaj łazienki, bo przez te plamy na koszulce, żadna przed tobą nie uklęknie.
Wyminęłam go i szybko podeszłam do Rose, która sądząc po jej minie, widziała całe zajście.
- Vivian, kto to był?- zapytała ściskając moje ramię.- całkiem niezły.
Obejrzałam się przez ramię, gdzie stał on nadal. Co gorsze, stał i nadal na mnie patrzył. 
Cholera, jak dobrze, że go nie znałam, w przeciwnym razie zaczęłabym się obawiać o moje dalsze losy, widząc jego ponurą minę.
- Och, jak widziałaś wylałam na tego typka kawę. Nic wielkiego.
- Co?! Czekaj, to był jakiś rodzaj podrywu?
Spojrzałam na nią z politowaniem.
- Proszę cię, Johnson...ten chłopak to jakaś tykająca bomba. Od razu na mnie naskoczył.
- No wiesz... Skoro wylałaś na niego gorącą kawę, to nie ma się co dziwić- wzruszyła ramionami.
- I co z tego? Nie musiał od razu mnie besztać, jakbym byłam małą dziewczynką.- wzięłam ją pod ramię- idziemy stąd, Rose.
Pociągnęłam przyjaciółką do wyjścia. Niestety, ten drań stał w tym samym miejscu, przez co musiałyśmy go minąć. Rose uśmiechała się do niego głupkowato, ale on jakby w ogóle jej nie widział. Kiedy znalazłam się koło niego, ujął mój łokieć tak, że jego ucho było tuż nad moim.
- Jeszcze się spotkamy, nieznajoma.- odezwał się mrocznym głosem, podkreślając słowo "nieznajoma". Poczułam jak przeszły mnie ciarki po plecach, kiedy poluźnił uścisk na mojej ręce i wyszedł z kawiarni, trzymając dłonie w kieszeniach spranych, czarnych rurek. 
Na chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością.  Byłam przyzwyczajona do scen grozy, przez to kim byłam, ale jeszcze nie spotkałam się z chłopakiem, któremu w sumie nic nie zrobiłam, a on zwyczajnie mnie dotknął i wypowiedział te słowa z lekką nutą groźby. Czułam się jak w jakimś pieprzonym filmie, przecież rzadko kiedy spotyka się bezczelnego typka, na którego wylewa się kawę...
- Vivian, wszystko okey?
Spojrzałam na moją przyjaciółkę nieprzytomnym wzrokiem. Dlaczego tak się przeraziłam? Przecież była nikła szansa na to, że go jeszcze zobaczę. Sydney to duże miasto.
- Tak, tak w porządku. Po prostu...- nie mogłam się wysłowić.- Nieważne, znikajmy stąd.
Rose otworzyła drzwi i wyszłyśmy na ruchliwą ulicę. Udałyśmy się w przeciwną stronę, niż tą w którą szedł chłopak. Nie chciałam kusić losu.
- On nie chodzi do naszej szkoły, prawda?- zapytałam blondynkę.
- Nie, chyba nie. Przynajmniej go nie kojarzę.
Kamień spadł mi z serca.

***

   Wróciłam domu chwilę po 18, tak jak prosił mnie ojciec. Mieszkaliśmy sami, mama zostawiła nas, kiedy skończyłam dwa lata. Prawie jej nie pamiętam. Sam zarys wspomnienia boli. Z moim tatą nigdy nie rozmawiałam o mamie. Był to temat tabu w domu. Ojciec na początku bardzo przeżywał jej odejście, ale pozbierał się dla mnie. Dlatego niesamowicie się o mnie troszczył. Nie potrzebowałam matki, która wyjechała dla własnych przyjemności. Wystarczał mi kochający tata.
- Już jestem!- krzyknęłam zamykając drzwi za sobą. Thomas, mój tato był w kuchni, szykując kolację. Świetnie gotował, więc próbowanie jego dań było samą korzyścią. Stał nad kuchenką i gotował, coś co pięknie pachniało. Był dobrze zbudowanym, dojrzałym mężczyzną, z kręconymi, krótkimi włosami i zarostem pokrywającym szczękę. 
- Cześć kochanie.- uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.- Jak tam na spotkaniu z Rose? 
- Dobrze.- wzięłam łyżkę i spróbowałam trochę ravioli. Było całkiem dobrze przyrządzone, ale dla lepszego smaku dodałam trochę soli.- Stało się coś, że do mnie tak nagle napisałeś? 
Tata nałożył pierożki na talerze i usiadł przy stole.
- Posłuchaj, Vivian. Sporo ostatnio myślałem i... w sumie złożyło się tak, że dostałem wezwanie.
Wpatrywałam się w niego i ruchem ręki pokazałam, by kontynuował.
- Chcą mnie znowu w wojsku. - wypowiedział jednym tchem- Ja... powiedziałem im, że muszę to przemyśleć, bo pomyślałem o tobie... Ale masz już osiemnaście lat, jesteś... piękną, młodą i mądrą kobietą. 
Skoro tata chciał wrócić do wojska, a ja byłam w nielegalnej agencji szpiegowskiej... To były dwa wrogie połączenia. Na pewno nie byłby dumny z mojej pracy dorywczej. Raczej przerażony, że byłam kimś takim.
- Och.- powiedziałam i odchrząknęłam.- To... dobrze.
Tata uniósł brwi.
- Na prawdę? 
W sumie nie musiała to być zaraz katastrofa. Ojca nie będzie w domu częściej, co skutkuje tym, że będę bardziej dostępna dla "Wolf'a". Nie musiał się dowiedzieć, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. 
W dodatku pamiętam jak wielbił wojsko. Jego pasją była ochrona kraju. Chciałam, żeby był szczęśliwy, chciałam by mu się powodziło w życiu zawodowym.
- Tak. Nareszcie będziesz czuć się spełniony, od.... sam wiesz czego.- miałam na myśli odejście matki. Ale Thomas wstał szybko od stołu, podszedł do mnie i mocno przytulił.
- Kochanie... Jestem spełniony, od chwili gdy się urodziłaś. Niczego więcej mi nie potrzeba.- wyszeptał, gładząc moje włosy.- ale dziękuję, że zgadzasz się na to bym powrócił do pracy. Twoje zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Chciałem wiedzieć co o tym myślisz.- zawahał się krótko- wiesz, że mogę częściej wyjeżdżać w sprawach służbowych, prawda?
- Wiem, ale jestem już dojrzałą dziewczynką, tato. Poradzę sobie sama.
   Uśmiechnęłam się. Od tej chwili powinno wszystko się ułożyć. Ale uśmiech zgasł, kiedy przypomniałam sobie chłopaka, którego poznałam w kawiarni. Jeśli ponownie go spotkam, może być gorzej. Cholera, dlaczego on siedział w mojej głowie?! Przecież był tylko zwykłym nieznajomym...

*** 
Od autorki: Booom! Rozdział I! Poznaliście zarys charakteru głównej bohaterki no i zarazem zobaczyliście Luke'a. Och, droga Vivian nic nie będzie już takie jak kiedyś...
Do zobaczenia w rozdziale II!
Buziaki x

niedziela, 20 września 2015

Prolog


Myślałam, że mogę to powstrzymać.
Myślałam, że to tylko przejściowe.
Nie wiedziałam jednak jak bardzo się pomyliłam. 
To co mnie z nim łączy jest nieprzewidywalne, niezdrowe i powinno się skończyć.
Problem w tym, że nie chcę aby się skończyło.
Teraz on jest dla mnie wszystkim. 
Ale czy to jest prawdziwe?
Czy jego uczucia też są prawdziwe?
On jest taki tajemniczy i chłodny a zarazem wrażliwy i czuły.
Ale przede wszystkim cholernie pociągający.
A ja? Coraz bardziej go pragnę.