Vivian's POV
Nigdy nie lubiłam pożegnań, ale nie sądziłam, że niektóre mogą być tak trudne. Był wtorek, dwunastego listopada, a ja gniłam w szkole, zamiast być z moim tatą. Pewnie właśnie szykował się do wyjazdu, pakując wszystkie ważne dla niego rzeczy... Kiedy zapytałam go, czy mogę zostać w ten dzień w domu, odpowiedział mi, że nie ma mowy, ponieważ nadal nauka powinna być dla mnie priorytetem. Ale w tej chwili, ważniejsza była każda minuta z nim spędzona. Dzisiaj nastał dzień jego wyjazdu. Jako doświadczony żołnierz miał lecieć razem z wojskiem do Afganistanu - szmat drogi. Miałam przygnębiający humor, bo wiedziałam, że znowu zacznę się zamartwiać o jego życie. Może i żołnierze sporo zarabiają, ale jakim kosztem? Większość znajomych taty poległo na wojnie, co tylko pogłębiało mój niepokój. Sam Thomas całkiem dobrze sobie radził z wydarzeniami, które miały miejsce, lecz zawsze coś zostawia piętno na osobie, która widziała śmierć innych, prawda? A ja po prostu chciałam, żeby został ze mną. Chociaż jeszcze na chwilę...
- Viv, wszystko w porządku?- Rose dotknęła mojego ramienia, przyglądając mi się z zatroskaną miną.
- W porządku? Hmm, pomyślmy...- przyjęłam ironiczny ton głosu.- biorąc pod uwagę, że dzisiaj mój tata wyjeżdża i nie wiem kiedy go następnym razem zobaczę? Och tak, czuję się rewelacyjnie.
Blondynka westchnęła i zabrała dłoń. Wiedziała, że lepiej mnie nie prowokować w takich chwilach, szczególnie gdy chodziło o pracę Thomas'a.
- Wiem, nawet sobie nie wyobrażam, jak musisz się czuć... Mogę ci jakoś pomóc?
Spojrzałam na nią. Nie zasługiwała na to, by wyładowywać na nią mojej złości, musiałam się trochę opanować. Byłam opryskliwa, a ona proponowała mi pomoc, była najlepszą przyjaciółką na świecie.
- Nie sądzę. Przepraszam, że jestem taka wredna... Po prostu to co się uzbierało od kilku dni źle na mnie wpływa.
- Rozumiem. W końcu okazało się, że Ashton przyjaźni się z Luke'iem i jeszcze wyjazd twojego ojca...- pokręciła głową z rezygnacją- musisz być niesamowicie silna, aby to wszystko znieść, Vivian.
Och, minęły cztery tygodnie od mojego spotkania z Ashton'em po raz pierwszy od wielu lat, a już nie dotrzymał słowa i nie spotkał się ze mną. Byłam zawiedziona, a później wściekła, zastanawiając się dlaczego nie dał znaku życia.
- Staram się.
- Panno Johnson, panno Smith!- wrzasnęła nauczycielka od literatury angielskiej- Czy ja wam w czymś przeszkadzam?!
Zrezygnowana wywróciłam oczami i w tym samym czasie co Rosalie odrzekłam:
- Właściwie tak.
- Nie, pani profesor.
Nauczycielka otworzyła usta ze zdziwienia i zamrugała parokrotnie oczami. Nigdy wcześniej nie odezwałam się tak do nikogo z kadry, ale w tym momencie nie miałam siły nawet udawać, że interesuje mnie lekcja.
- Co to ma znaczyć?
Rose kopnęła moją nogę pod ławką, bym zamilczała, lecz nie czułam takiej potrzeby.
- Niech mi pani powie, po cholerę mi wiedzieć, że Szekspir był homoseksualistą? To ma mi pomóc w życiu, kiedy skończę liceum? Bo wątpię, czy w ogóle za pięć lat będzie mi to potrzebne. Tak bardzo interesuje panią życie innych, ponieważ nie ma pani własnego? Lekcja literatury angielskiej jest chyba po to, aby analizować powieści, a nie rozmawiać o orientacji autorów.
Cała klasa wpatrywała się we mnie z przerażeniem na twarzach. Nikt nie sądził, że odważyłabym się powiedzieć coś takiego.
- Smith, zostań po lekcji.- oznajmiła nauczycielka.
Parsknęłam cicho w odpowiedzi. Nerwy puściły mi do tego stopnia, że miałam w dupie to, co pomyśli o mnie ta kobieta, która zresztą nigdy mnie nie lubiła.
Kiedy zaczęła kontynuować lekcję, moja przyjaciółka wyszeptała z desperacją.
- Vivian, proszę uspokój się, bo będziesz mieć problemy!
- Już mam i kilka dodatkowych, nic nie zmieni.- wymamrotałam pod nosem.
Postanowiłam jednak bardziej się opanować i do końca już siedziałam cicho.
Po lekcji nauczycielka powiedziała mi, że zmieniłam się na gorsze i mnie nie poznaje. Słuchałam jej uwag w milczeniu, starając się nie wybuchnąć, bo nawet nie wiedziała co było tego powodem. Nie miałam jednak zamiaru tłumaczyć jej, iż to przez stres związany z wyjazdem mojego taty.
Miałam zostać w piątek dwie godziny po lekcjach, by odpracować "moje pyskowanie".
Chwyciłam torbę z książkami i skierowałam się na następne zajęcia, kiedy usłyszałam za sobą moje nazwisko.
- Smith, zaczekaj!
Obróciłam się i widząc, kto nadchodził, skarciłam siebie samą w myślach za to, że się zatrzymałam. Wśród tłumu panującego w szkole, przeciskał się Hemmings.
- To chyba jakieś pieprzone żarty.- bąknęłam.- Jeszcze ty tutaj jesteś potrzebny...
- Ja także się cieszę, że cię widzę.- powiedział z ironią.
- Czego chcesz?
Luke zmarszczył brwi, uśmiechając się drwiąco.
- Dlaczego od razu tak ostro? Wyluzuj się, mała.
Zacisnęłam pięści. Ten chłopak stanowczo mnie wkurwiał i wnioskowałam z jego zachowania, że miał do mnie taki sam stosunek. Dręczyło mnie, dlaczego w ogóle zaczynał rozmowę, skoro nie pałał do mnie wielką sympatią. Chyba chodziło mu tylko i wyłącznie o wprawienie mnie w jeszcze gorszy nastrój.
- Nie jestem mała.- odpowiedziałam twardo, wiedząc, że jest inaczej. Miałam zaledwie metr sześćdziesiąt dwa wzrostu, co czyniło mnie przynajmniej dwadzieścia centymetrów niższą od Luke'a.
- Naprawdę? Cóż, mam wrażenie, że nawet jakbyś przyszła w swoich najwyższych szpilkach, pozostałabyś tą samą małą Vivian Smith.
- Doprawdy, jesteś aż taki duży?-dopiero po chwili zdałam sobie sprawę jak to zabrzmiało.
- Och, zdziwiłabyś się- uśmiechnął się jeszcze szerzej i uniósł brew, najwyraźniej powstrzymując się od wybuchu śmiechu. Palant.
Obróciłam się na pięcie i odeszłam od niego, ale dogonił mnie i zacisnął palce na moim łokciu, sprawiając, że się zatrzymałam. To już było takie trzecie przekroczenie granic dotyku.
- Wiesz, że jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać?- odezwał się niskim głosem. Przeszły mnie ciarki, widząc jak świdruje mnie wzrokiem.
- Według mnie już skończyliśmy.- warknęłam w jego stronę i bezskutecznie próbowałam się wyrwać.
- Spokojnie, Vivian, nie szarp się. Chcę tylko porozmawiać.
Odetchnęłam głęboko i z oporem spełniłam jego prośbę, obiecując sobie w duchu, że kiedyś za to zapłaci; za te jego cholerne rozkazy.
- Widzisz? Od razu lepiej.- puścił moją rękę i popatrzył na mnie z satysfakcją.- w ogóle to gratuluję akcji na literaturze. Babka była nieźle wkurzona.
Oparłam dłoń na biodrze, zastanawiając się do czego zmierzał.
- Pochwała od samego Luke'a Hemmings'a? Uszczypnij mnie, bo chyba się przesłyszałam.- rzuciłam jadowicie.
Luke zachowywał się jednak, jakby nie słyszał mojej odpowiedzi.
- Zawsze wiedziałem, że masz niezły charakterek, ale dotychczas nie odezwałaś się tak... bezczelnie do nauczyciela. Szczerze, to nawet nie sądziłem, że stać ciebie na coś takiego.
Jezu czy on nie mógłby zamknąć tej swojej pięknej buźki?
- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz, Hemmings. Mam zły humor, więc nie radzę ci mnie drażnić.
- Och, kiedy drażnienie z tobą sprawia mi wiele przyjemności, Smith.- wyciągnął rękę i dotknął kosmyka moich włosów, który wysunął się zza niebieskiej opaski. Spojrzałam na niego jak na wariata, bo ten gest był... można nawet powiedzieć, że był delikatny. Przysunął się do mnie, tak, że jednocześnie prawie dotykałam nosem, jego szyi. Mój oddech stał się płytki, kiedy jego ręka przesunęła się na szyję i miałam wrażenie, iż zaraz zaciśnie na niej swoje palce, ale potem powędrowała do mojego prawego obojczyka i zaczęła kreślić na nim jakieś ślady, sunąc do lewego. Bardzo chciałam w tym momencie się odsunąć, chciałam, aby przestał, bo prawie nogi się pode mną ugięły. To co robił było niewłaściwe, ale z jakiegoś chorego powodu całkiem przyjemne, jednak starałam się nie wydobyć żadnego dźwięku, który przyniósłby mu satysfakcję.
- Nie uwolnisz się ode mnie, Vivian... Czy tego chcesz, czy też nie.
Gdy to rzekł, z uśmiechem na twarzy, odszedł w stronę tłumu. Przełknęłam ślinę, oddychając najgłębiej jak się dało. Ten incydent był mocno popieprzony, jak sam Luke. Nie mogłam mu więcej pozwolić, by w ogóle mnie dotknął w taki sposób. Czułam się nieswojo, będąc tak blisko blondyna. Po niemal miesiącu znajomości z nim, zawsze kończyło się na groźbach z jego strony, lecz nigdy nie przeszło do czynów, więc przestałam wierzyć we wszystko co mówił.
Odnalazłam Rosalie, która stała przed klasą od historii, wpatrując się w swojego iPhone'a. Zdziwiło mnie to, ponieważ zazwyczaj nie stała samotnie z telefonem, tylko starała się rozmawiać z innymi. Zmarszczyłam lekko brwi i podeszłam do niej.
- Rose, coś się stało?
Przyjaciółka podniosła wzrok z nad komórki. Dostrzegłam w jej oczach pewien rodzaj złości, co nie było dobrym znakiem.
- Vivian, musimy porozmawiać.- powiedziała cicho. "Musimy porozmawiać" zawsze zwiastowało najgorsze.
- O co chodzi?
Blondynka wzięła głęboki oddech i zapytała poważnym głosem:
- Co jest pomiędzy tobą, a Luke'iem?
Otworzyłam usta ze zdziwienia, bo nie do końca zrozumiałam pytanie.
- Rose, co to w ogóle za pytanie? Nic między nami nie ma.
- Nieprawda.- założyła ręce na piersi, posyłając mi spojrzenie, które mówiło, że nie wierzy w moje słowa- Widziałam to co przed chwilą się wydarzyło. On zachował się... przerażająco. Przez chwilę to wyglądało jakby chciał cię udusić! Co takiego zrobiłaś, że w ten sposób cię traktuje?
Westchnęłam i pokręciłam głową. Z punktu widzenia osób trzecich faktycznie wyglądało to trochę dziwnie, ale nie sądziłam, że ktoś nas obserwował.
- Nie mam pojęcia! Poważnie, po prostu od początku mamy konflikt i... och, to skomplikowane...
- Viv, a jeżeli on jest złym chłopakiem? To znaczy, niebezpiecznym?Po tych wszystkich incydentach to bardzo prawdopodobne. No i... słyszałam o nim trochę...
- Co słyszałaś?- spytałam zdezorientowana. To już zaczęły się plotki? Po czterech tygodniach szkoły, od kiedy przyszedł?
- Hm... Ludzie mówią, że Hemmings jest zamieszany w różne kryminalne sprawy. Pobicia, groźby i tak dalej. Podobno niektórzy nawet widzieli, jak bił jakąś kobietę!
Wzięłam głęboki oddech. Cholera, kobietę? Nie wiedziałam co mam o tym myśleć: czy Luke uderzyłby kiedyś kobietę? Pamiętałam jego mocny uścisk na łokciu, ale jeszcze nie podniósł na mnie ręki, czy byłby do tego zdolny? Z drugiej strony, to co Johnson słyszała, to tylko plotki i nie wiadomo czy prawdziwe...
- Nie powinnaś wierzyć innym dopóki nie ujrzysz tego na własne oczy. Poza tym, przez pierwsze dni, gdy go poznałaś, mówiłaś zupełnie coś innego.
Pamiętałam gdy Rose ciągle gadała o tym, jaki Luke jest przystojny i pociągający jak diabli, a ani słowem nie wspomniała o tym, że mógłby być damskim bokserem.
- Och, wiem co mówiłam.- skrzywiła się- ale cofam to. Teraz zaczynam się o ciebie bać. A jeżeli naprawdę jest niebezpieczny?
- Nie przejmuj się, Rosalie. W końcu twoja przyjaciółka dostała niedawno broń z agencji, więc niech tylko Hemmings czegoś spróbuje, a pociągnie za spust.- powiedziałam starając się ją uspokoić. Przestałam obawiać się jakiś poważnych ataków z jego strony i nie zamierzałam nawet o tym myśleć.
***
Po ostatniej lekcji byłam cała w skowronkach. Miałam całe popołudnie, by spędzić trochę czasu z tatą i nie zamierzałam tego zmarnować. Rose zaproponowała mi podwózkę do domu, na co chętnie przystanęłam. Idąc z przyjaciółką szkolnym parkingiem, pytałam ją jak się sprawy mają z Cal'em.
- Sama nie wiem...- wzruszyła ramionami.- jest świetnym kolesiem, mamy wspólny język, zainteresowania. Nawet oboje lubimy tą samą pizze! Ale ostatnio nie odbierał moich telefonów i nie było go w szkole od dwóch dni. Zaczynam się martwić...
Biedna Rose. To co działo się między nią, a Cal'em, musiało być ważne, skoro tak jej zależało... Była cudowną dziewczyną i zasługiwała na szczęście. Postanowiłam, iż urwę Hood'owi łeb, jeżeli ją zrani. Calum nie przyszedł do szkoły, a skoro nie odbierał telefonów nawet od Rosalie, to coś było nie tak.
- Dzwoń, dopóki nie odbierze.- doradziłam jej.- bo jeśli celowo odrzuca twoje połączenia, to będzie miał ze mną do czynienia.
- Viv...- przerwała mi Johnson, zatrzymując mnie i wskazując podbródkiem na prawą stronę parkingu.- Patrz kto tam stoi!
Obróciłam wzrok i spostrzegłam mojego tatę. Stał przy swoim srebrnym samochodzie, patrząc na mnie z czułością. Najwyraźniej tak samo jak ja, nie mógł się doczekać, kiedy wrócę do domu, więc postanowił po mnie przyjechać. Prędko pożegnałam się z Rosalie, obiecując, że do niej napiszę i podbiegłam do taty, rzucając mu się na szyję.
- Kochanie, uważaj bo mnie udusisz!-powiedział Thomas z uśmiechem.
- Tak się cieszę, że tutaj jesteś!-zawołałam podekscytowana.- No i z tego, że nie muszę prosić się, by Rose mnie odwiozła...
Ojciec zaśmiał się, otwierając przede mną drzwi auta.
- Mogłabyś pojechać kiedyś rowerem do szkoły, to byłaby dobra oszczędność na paliwie.- już chciałam wsiąść do samochodu, kiedy znów się odezwał- Vivian, czyż to nie Jack?
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w kierunku budynku szkoły, z którego wychodził nie kto inny jak Jack Parker, ten sam, co jako pierwszy wyśmiewał Cal'a.
Miałam straszliwego pecha, ponieważ mój ojciec bardzo go lubił. Jack był bogatym chłopakiem z dobrego domu, chociaż po jego zachowaniu ciężko było w to uwierzyć. Największy idiota w roczniku, zapatrzony w siebie i arogancki dupek. To były wszystkie przymiotniki, które go określały. Jack był nawet gorszy od Luke'a. Na nieszczęście tata uważał Parker'a za dobrego chłopaka, tylko dlatego, że nie poznał jego prawdziwej twarzy.
- Tak, to on. I co z tego?
- Idzie do ciebie, Vivian.
Skrzywiłam się, widząc jak Jack był coraz bliżej.
- Dzień dobry, panie Smith.- Jack uśmiechnął się, pokazując rząd białych zębów- Witaj, Viv. Dobrze dziś wyglądasz.
Uśmiechnęłam się z przekąsem, niechętnie reagując na jego towarzystwo. Naprawdę nie miałam ochoty rozmawiać z tym zadufanym w sobie pajacem.
Thomas jednak był innego zdania, objął mnie troskliwie ramieniem i rzekł:
- Jack, dawno cię nie widziałem. Co u ciebie?
- Wszystko dobrze, panie Smith. Tylko strasznie dużo nauki, szczególnie nie radzę sobie z chemią. Niestety nie jestem z tego przedmiotu dobry, więc szukam kogoś kto mógłby mi pomóc...
Wiedziałam do czego zmierzał Parker. Chemia szła mi całkiem nieźle, przez co byłam jawnym celem na osobistą korepetytorkę.
- Doprawdy?- zapytał tata- Vivian mogłaby ci pomóc!
Zacisnęłam pięści, próbując nie wybuchnąć.
- Przepraszam Jack, ale nie mam teraz na to czasu.
- Przemyśl to, twoja pomoc bardzo by mi się przydała.- mrugnął do mnie.
- Tak, tak...Mhm, chcę spędzić z tatą dzisiejszy dzień... Porozmawiamy później, okej?
- Och, rozumiem.- odpowiedział, przeczesując palcami czarne włosy.- Przyjdź chociaż na imprezę, którą robię w najbliższą sobotę, u mnie w domu. Proszę, Viv, bez ciebie nie będzie zabawy!
Boże, ten to się nie poddawał.
- Świetny pomysł!- ton głosu ojca był zbyt rozradowany- Musisz się trochę rozerwać, a to na pewno ci nie zaszkodzi... Potrzeba ci towarzystwa innych, szczególnie teraz.
Wzniosłam oczy ku niebu.
- Okej, będę tam.- ucięłam krótko.
Jack uśmiechnął się i odszedł zadowolony, w stronę swojego samochodu.
- Nie chcę iść na żadną imprezę, którą on robi.- burknęłam, zapinając pasy w samochodzie, kiedy tata włożył kluczyki do stacyjki.
- Vivian, wiem, że będzie ci ciężko, kiedy wyjadę.- spojrzał mi w oczy- ale nie chcę, abyś cały czas myślała o tym co robię i czy jeszcze żyję. Zapewniam cię, że nic mi się nie stanie. Jestem silnym facetem, który ma jeden cel: wrócić do swojej najpiękniejszej córeczki.
Zamrugałam parokrotnie oczami, bo poczułam jak zbierają mi się w nich łzy i pocałowałam tatę w policzek. To czym obdarzał mnie codziennie: uśmiechem, miłym słowem i gestem, to wszystko zastępowało mi matkę. Podziwiałam go za to, ile potrafi dla mnie zrobić, a poświęcił całego siebie, aby mnie wychować.
- Zjedzmy coś w orientalnej restauracji, co ty na to?- zaproponował, odpalając silnik i ruszając- Tak jak za starych, dobrych czasów.
Pokiwał głową, uśmiechając się promiennie.
- Vivian.- rzekł, zatrzymując samochód.- znasz tego chłopaka?- wskazał na trawnik szkoły, w miejsce, gdzie stał Luke, rozmawiając z Michael'em. Zdziwiłam się, że mnie o o zapytał, no bo dlaczego miałoby to być ważne?
- Ja... Nie bardzo... Po prostu chodzimy do tej samej szkoły i czasami z nim porozmawiam ma przerwie.- nie wiedziałam do czego zmierzał, więc postanowiłam nie mówić szczegółów naszej znajomości.
- Lepiej trzymaj się od niego z daleka. To nie jest dla ciebie dobre towarzystwo.
Skąd tata mógł to wiedzieć? Czyżby znał Hemmings'a i wiedział kim on jest?
- A ty go znasz?- spytałam, siląc się na beztroski ton głosu.
- Kojarzę go.
- Skąd?
Thomas zaczął uderzać opuszkami palców o kierownicę, przez co rozpoznałam jego zdenerwowanie.
- Nieważne. Po prostu uważaj, kiedy jesteś blisko niego.
Nie drążyłam więcej tego tematu, bo ojciec był drugą osobą, tuż za Rosalie, która również doradzała mi, aby nie zadzierać z Hemmings'em. Jechaliśmy w ciszy, dopóki nie zaczął tematu, którego najmniej się spodziewałam.
- Ashton wrócił.- spojrzałam na niego zdziwiona.- Był dziś u nas w domu, powiedział, że spotkaliście się miesiąc temu. Przepraszał za to, że dopiero teraz się odezwał, ale miał jakieś problemy. Podał mi swój aktualny numer i mam ci go przekazać.
Założyłam ręce na piersi, bo nadal byłam odrobinę na niego wkurzona, że tak długo się nie odzywał.
- Ach, czyli przyszedł z tym do ciebie, ponieważ bał się mojej reakcji? Dlatego czekał, aż wyjdę do szkoły? Jaka to hojność z jego strony, że w ogóle jeszcze się pojawił...
Tato zaśmiał się.
- Kochanie, powiedział, że nie mógł wcześniej się odezwać. Przyszedł zupełnie niespodziewanie, bardzo się zdziwiłem widząc go w naszym domu. Ale powiem szczerze, że mały Ashton wyrósł na przystojnego faceta. Kiedy ja wylecę do Afganistanu, on będzie cię odwiedzał jak najczęściej.
- Będzie mnie kontrolował w twoim imieniu?- zapytałam z udawanym przekąsem.
- Coś w tym stylu.
Westchnęłam głęboko. Przynajmniej spróbuję odnowić moją przyjaźń z Ash'em, mam nadzieję, że będzie mnie wspierał, po tym jak Thomas wyjedzie na wojnę. Wtedy wszystko może się gwałtownie zmienić...
***
Od autorki: Witam ponownie! :)
Jestem okropnie zmęczona szkołą, praktycznie codziennie padam z nóg, kiedy przychodzę do domu, więc pisanie rozdziałów jest teraz dla mnie trudniejszym
zadaniem. Mam jednak nadzieję, że jakoś wytrwam, jeżeli mi pomożecie. Jak? Po
prostu wyraźcie swoją opinię na temat rozdziału w komentarzu, to bardzo mnie motywuje przy dalszej "pracy". Niemniej, dziękuję wszystkim, że
jesteście i czytacie to ff. Do następnego razu! x
Szkoda ze tata Vivian wyjezdza :(( teraz pewnie zacznie sie cos niebezpiecznego dziac w jej zyciu. Luke to po prostu wymiata w tej scenie z Viv *o* w ogole swietnie piszesz dziewczyno, oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno odkryłam twoje ff i musze powiedzieć że jest świetne! Postać Vivian wykreowałaś na pewną siebie, inteligentną i twardą dziewczynę. Luke'a jako dupka, który jednak miał ciężką przeszłość, jest jednak w nim coś co mnie przyciąga. Gratuluję pomysłu i czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie miłe słowa <3 i bardzo się cieszę, że opowiadanie ci się podoba x
UsuńŚwietny rozdział, to opowiadanie zaczyna mnie coraz bardziej wciągać.
OdpowiedzUsuńPostać Luke'a mnie bardzo intryguje, za to Vivian jest wspaniała.
Fantastycznie piszesz ♥
Czekam na następny rozdział
Pozdrawiam ^^
Jak zwykle wspaniały rozdział, aww *-*
OdpowiedzUsuńTen Luke jest o rany taki zajebisty, że rany, dosłownie padam. <3
Jestem ciekawa, dlaczego Cal nie odzywa się do Rose. Może to ma jakiś związek z ich porachunkami, itp.? :)
To jednocześnie smutne, że tata Viv wyjeżdża, ale może dziewczyna będzie miała mniej pytań i mniej sekretów związanych z jej sekretnym zajęciem? ^^
Ugh, Jack mnie irytuje. Mógłby zrozumieć, że Viv ma Luke'a a on ma się od niej odpierdolić bo tam do niego pójdę i mu.. no XD :D
No i ten Vike [kij, nie umiem wymyślać shippów :P] aww ♥
No i te plotki o tym, że Luke pobił kobietę, no, no, no, najn po prostu, Hemmo może zabijać i w ogóle, ale jakby uderzył Viv śmierć na miejscu :|
I skąd tata Viv zna Luke'a?
Ranyyy, kocham "Stripped", jedno z najlepszych fanficków jakie czytałam ♥ Uwielbiam Twój styl <3 Ale to chyba już wiesz, więc nie będę się powtarzać XD
Cudowny rozdzialik, fantastyczny, aww <3
WIĘCEJ LUKE'A I ASHTONA <3 :D
I Caluma i Mikey'a, żeby nie było, że wiesz XD
itisnotourloveaiff.blogspot.com
devilorangells.blogspot.com :)
xx
Aww kochana dziękuję za te wszystkie miłe słowa! Od początku mnie bardzo wspierasz, mega to doceniam x
UsuńWłaśnie, że twoje shippy są świetne :)
Co do "więcej Luke'a i Ashton'a" to mogłabym tak samo powiedzieć o twoim ff! Czekam na tego seksi Ash'a cały czas :p
Kurde, nie dodało mi komentarza. ;_; Jak ja tego nienawidzę :/
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, rozdział strasznie mnie wciągnął. Nie zwracałam nawet uwagi na błędy, ponieważ nie mogłam oderwać się od czytania, a to duży plus, ponieważ nie czułam tego aż tak w poprzednich notkach.
Trochę nie podoba mi się, że bohaterka nazywa swojego ojca po imieniu. Mimo, iż jak na razie tylko w myślach to jednak mnie samą odrobinę to razi.
Jack powinien dostać od Viv jakiegoś kopa w dupę. To miasto, ciemne zaułki są tam normalnością, więc niech zagubi się w jednym z nich :'D
Luke, Luke, Luke... Mógłby sobie założyć jakiś klub anty-fanów, skoro już dwie osoby w jednym rozdziale przyznały, że go nie lubią, a w poprzednich notkach również nie miał zbyt wielu przyjaciół. :'>
Podobała mi się ta chwila, w której aż dało się wyczuć napięcie między nim, a Viv. Czekam na więcej takich!
Pozdrawiam! <3
cios-przeszlosci
Bardzo się cieszę, że podobał ci się rozdział, chociaż osobiście uważam go za "przejściowy". Dziękuję za wszystkie pozytywne słowa, to takie miłe :")
UsuńCo tydzień czekam na kolejny rozdział "Stripped" i ciągle zaskakujesz mnie nowymi wątkami! Luke jest po prostu cudowny świetny i w ogole :) miedzy nim a Viv czuć ogromną chemię. Rozdział genialny, uwielbiam takie klimaty i czekam na nowe zadanie w agencji Vivian!
OdpowiedzUsuń~Pozdrawiam, Nimfa
Aww, staram się zaskakiwać, ale dopiero się rozkręcam :). Co do zadania Vivian, to już niedługo się pojawi, a wraz z nim kolejne!
Usuń