Strony

sobota, 5 marca 2016

Rozdział XII

Luke's POV

   Po usłyszeniu słów wypowiedzianych przez Vivian, moje serce zamarło na kilka sekund. 
"Wierzę tobie, a nie innym ludziom, Luke." 
Cały czas powtarzałem je sobie powtarzałem. Sposób w jaki to wypowiedziała; lekko zachrypniętym głosem, bez najmniejszego zająknięcia. Nie spodziewałem się, że tak po prostu mi zaufa, chociaż wiedziałem, że obydwie strony już nudzi ta wojna. Chciałem mieć inne relacje z Vivian, pragnąłem, by się bardziej otworzyła.
- Czyli możemy teraz iść na do kina, albo coś w tym stylu?- zapytałem uśmiechając się nonszalancko, ale wbrew moim oczekiwaniom szatynka prychnęła.
- Nie tak szybko, Hemmings. Nie śpieszmy się tak, bo zacznie się robić niezręcznie.
- Niby czemu? Nie możemy jako normalni znajomi gdzieś wyjść? Daj spokój, spróbujmy zacząć od początku.
Otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła i wzruszyła ramionami. Boże, ta dziewczyna kiedyś mnie wykończy. 
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić. Możemy pójść do Starbucksa, tam gdzie się po raz pierwszy widzieliśmy.
Vivian zaśmiała się na to wspomnienie. Fakt, może nie zrobiłem dobrego pierwszego wrażenia, ale przynajmniej umiałem zapaść w pamięć.
- Niech ci będzie. Po świętach, o czternastej. Nie spóźnij się, nie mam zamiaru na ciebie czekać.
- A ja za to mogę czekać nawet wieczność.- wymamrotałem, ale dostatecznie głośno, by usłyszała.
Przez krótką chwilę, wydawało mi się, iż dziewczyna się zarumieniła i niemalże się uśmiechnąłem. Interesujący widok..
Reszta dnia na plaży okazała się być bardzo przyjemna. Zdawało się, że nikt nie zwracał uwagi na wysoką temperaturę, gdy wokół znajdowały się bliskie osoby. Mimo, iż przyzwyczaiłem się do spędzania świąt głównie z Micheal'em, Ashton'em i Calum'em, Irwin nas wystawił i postanowił przenieść się na kilka dni do Vivian. Byli sobie bliscy, Ash traktował ją jak własną siostrę. Zdałem sobie sprawę, że gdybym nie pogodził się z nią, mój przyjaciel chyba skopałby mi tyłek, jakbym nadal zachowywał się jak dupek.
- Widzę, że rozwija ci się relacja z małą Smith.
Rzucił Mike, zapinając pasy w moich aucie, gdy wracaliśmy po Wigilii. Parsknąłem tylko w odpowiedzi, nie chcąc za bardzo dzielić się osobistymi refleksjami na ten temat. Jednak oczywiście Calum Upierdliwy Hood musiał się wtrącić i wypowiedzieć za mnie.
- Nawet nie wiesz jak, Clifford! Ja wszystko widzę, ta dwójka ledwo się dziś powstrzymywała, żeby się na siebie nie rzucić! Mówiłem wam, że najczęściej tak się kończą znajomości, które zaczęły się nienawiścią!
Michael zaśmiał się głośno i jakby na złość potaknął mu. Sam miałem mieszane uczucia, co do tego, ale przyznanie się na głos wcale nie pomagało.
- Uuu, widzisz jak spalił buraka, kiedy o niej wspomniałem?-dodał Hood, wychylając się z tylnego siedzenia, żeby było go lepiej słychać.
- Przysięgam, Cal, że gdyby nie to, że trzymam tę cholerną kierownicę, już dawno przestałbyś pierdolić takie rzeczy.-wymamrotałem, czując jak ciśnienie mi się podwyższa.
- Dobra, dobra. Obydwoje wiemy, że jestem twoim najlepszym kumplem i nic byś mi nie zrobił.
Westchnąłem, ponieważ wiedziałem, iż chłopak miał rację. Oprócz trójki tych idiotów, nie miałem już nikogo bliskiego.




***


     Dochodziła już piąta po południu, a tatuś jeszcze nie wracał. Dlaczego nie wracał? Mamusia za to była w domu i gotowała coś pysznego. Cieszyłem się, że tatuś nie wraca, dzięki temu nikt nie krzyczał, a mamusia nie płakała. Wyglądała tak niewinnie stojąc przy blacie i energicznie mieszając coś w misce. Miała śliczne niebieskie oczy i długie blond włosy, którymi łaskotała mnie, gdy dawała mi buzi w policzek na dobranoc.
- Co gotujesz, mamo?
Zapytałem, trzymając misia w ręce i podchodząc do niej. Uśmiechnęła się i objęła mnie ramieniem.
- Coś, co na pewno ci zasmakuje, synku. 
- Czy tata dzisiaj nie wróci?
Zapytałem z nadzieją, ale mamusia odwróciła wzrok i nic nie odpowiedziała. Wiedziałem, że to niedobrze.
W tym momencie, jakby na zawołanie rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Przytuliłem misia mocniej i schowałem się za mamą. Tata przyszedł.
- Wróciłem!
Mama prędko odłożyła miskę i zasłoniła mnie bardziej, jakby chciała mnie przed wszystkim ochronić i zapytała:
- Gdzie byłeś tyle czasu?
 Tata rzucił na kanapę kurtkę i wzruszył ramionami.
- Nie twoja sprawa.
- Chyba jednak moja. Luke, idź do swojego pokoju.
Kiwnąłem lekko głową i pobiegłem na koniec korytarza. Wszedłem do pomieszczenia, ale uchyliłem drzwi, żeby podsłuchać. Na pewno będą się kłócić, zawsze to robili. Nie lubiłem tego, tatuś był zły i robił złe rzeczy mamusi.
- Byłeś u niej, prawda? Znowu. Oliver, dlaczego mi to robisz?! Zostałam przy tobie, wierząc, że się zmienisz, a jest jeszcze gorzej!
- Milcz, kobieto.
- Nie zamierzam, mam dosyć tego, jak nas traktujesz! Pójdę z tym do sądu, jak...
Mama upadła, kiedy tata ją uderzył. 
Krzyknąłem i zacząłem biec. Biec do mamy.
- Mamusiu!
- Smarkaczu, nie rozumiesz, co to kurwa znaczy "idź do pokoju"?!
Klęknąłem przy mamie, ale powiedziała cicho:
- Luke, nie...
Chciałem, żeby mama wstała, ale nawet nie zdążyłem jej pomóc, bo tata podniósł mnie za kołnierzyk koszulki i uderzył w twarz, tak jak mamę. Zacząłem płakać. Nienawidziłem go, nienawidziłem tego co robił jej, co robił nam...
Wybudziłem się gwałtownie z koszmaru, nie mogąc złapać oddechu. 
Kurwa, kurwa, kurwa!
Podniosłem się do pozycji siedzącej i próbowałem uspokoić, chowając twarz w dłoniach. Czułem wilgotne kropelki potu, które spływały po moim czole, plecach...
Przeszłość odcisnęła piętno na mojej osobie i od niepamiętnych czasów miałem koszmary. Jednak ostatnio zaczęły się nasilać, co bardzo mnie zaniepokoiło. Nie miałem sposobu na ukojenie, nic nie pomagało. A ja tylko chciałem zapomnieć. Wymazać wszystkie wspomnienia...
- Luke, wszystko w porządku?!
Do mojego pokoju wpadł Michael w skąpych, czarnych bokserkach i z potarganymi, czerwonymi włosami. Zerknąłem na zegarek, dochodziła trzecia w nocy. Zajebiście, już na pewno nie zasnę.
- Nie do końca.- wymamrotałem. 
Clifford usiadł koło mnie i przyglądał mi się z troską.
- Znowu miałeś koszmar?
Kiwnąłem głową, wlepiając wzrok w podłogę. 
- Co tym razem?
- To co zawsze.-wzruszyłem ramionami, siląc się na nużący ton- wspomnienia z mojego dzieciństwa. Tyran nazywający się ojcem i mężem, wyżywający się na mnie i mojej mamie, jej krzyki, płacz...
Po minucie ciszy, Mike poklepał mnie w ramię.
- Luke, to co przeżyłeś jest okropne. Każdy inny mógłby załamać się na twoim miejscu i zupełnie stoczyć. Ale ty jesteś silny. To, co było twoją zmorą w dzieciństwie nie złamało ciebie, postanowiłeś się pozbierać i dzięki temu, stałeś się zupełnie innym człowiekiem, niż twój ojciec. Lepszym.
Uśmiechnąłem się szczerze do Mike'a. Był typem faceta, który jak się przywiąże do kogoś, jest wierny jak pies. Nigdy mnie nie zawiódł, a znał najlepiej. Nie byłem jednak pewien, czy do końca ma rację, przez to, co robię w pracy, a tak bardzo bałem się upodobnić do ojca...
     Tak, jak przypuszczałem, nie mogłem później zasnąć. Leżałem i wpatrywałem się w sufit, dopóki słońce nie wzeszło znad horyzontu. Wtedy założyłem czerwono-czarną koszulę w kratę i ruszyłem do kuchni, uszykować jakieś śniadanie. Chociaż, nawet do końca nie wiedziałem, czy uda mi się cokolwiek przełknąć.
     Podjechałem pod Starbucks'a, a kiedy wszedłem do środka, od razu mój umysł zalały wspomnienia. Widziałem Vivian, która na mnie wpadła, wylewając kawę, jej gniewne spojrzenie oraz malutką zmarszczkę na czole, gdy się zdenerwowała. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem do stolika, który znajdował się dalej od pozostałych. Usiadłem i wyjąłem portfel, przygotowany na wydanie więcej, niż zwykle. Czasami potrafiłem być gentlemanem, więc postanowiłem zapłacić również za pannę Smith.
Jednak po chwili usiadła naprzeciwko mnie, nie Vivian, lecz Emma. Emma Harvey miała dwadzieścia siedem lat, a wyglądała znacznie młodziej. Jej blond włosy swobodnie opadały swobodnie na ramionami, oczy stawały się ciemniejsze, gdy była czymś zainteresowana, a uśmiech, sporadycznie się u niej pojawiający, miał w sobie pewnego rodzaju ostrzeżenie. 
- Witaj, Luke.
Odezwała się melodyjnym głosem. Zdziwiony jej widokiem, uniosłem brwi. 
- Co ty tutaj robisz?
Emma zrobiła urażoną minę i położyła sobie rękę na sercu.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Uśmiechnąłem się lekko, dobrze znając jej specyficzne poczucie humoru. Była moją szefową, chociaż łączyły nas nieco bliższe stosunki. Nie mieliśmy romansu, czy coś takiego. Po prostu, dobrze się dogadywaliśmy.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, to wszystko.- odpowiedziałem wymijająco. Emma była niezwykle seksowną kobietą, większość chłopców w moim wieku mogłoby dać się zabić, byle się z nią przespać i szczerze, mi też na początku przeszło to przez myśl. Jednak powstrzymałem się, bo wiedziałem, jak kończą się takie relacje; szefowa-pracownik. 
- Wpadłam na chwilę, muszę cię o czymś poinformować.
- To bardzo ważne?
- W pewnym stopniu.-wzruszyła ramionami- umówiłeś się z kimś?
Przeczesałem dłonią włosy i odparłem.
- Tak, ale jeszcze jej nie ma.
- Jej?- uniosła brwi, jakby była zaskoczona.
Czy to takie dziwne, że zaprosiłem dziewczynę na kawę?
- Tak. Jak taki cholernie przystojny facet może tylko siedzieć w domu?
Zapytałem ironicznie, chcąc rozładować dziwną atmosferę.
- Cóż, zamiast w domu, może wybrać się kiedyś do Blood'a, byłoby dobrze w końcu zobaczyć ciebie w pracy.
Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Od dawna nawet nie zawitałem do agencji i byłem zacofany z wszystkimi informacjami. Wiedziałem, że muszę to zmienić.
- Masz rację, Emmo. Jutro na pewno przyjadę, a wtedy wszystko mi wyjaśnisz, okej? Teraz nie jest odpowiednia chwila, bo czekam na kogoś.
Blondynka wskazała głową punkt za moimi plecami.
- Jeżeli to ta dziewczyna, która w tej chwili gapi się na nas, to nie wiem, czy jest warto jeszcze czekać.
Odwróciłem się i za szybą, ujrzałem Vivian. Wpatrywała się to we mnie, to w Emmę, z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłem rozszyfrować. Była... zdezorientowana? Rozczarowana? Czyżby widokiem mnie i mojej szefowej?
 Po sekundzie przerwała kontakt wzrokowy i kręcąc głową, pobiegła w przeciwną stronę.
- Cholera.
Wyszeptałem, zanim rzuciłem się za nią w pogoń.



***

Od autorki: Hej hej! Wróciłam i razem ze mną "Stripped"! 
Mam nadzieję, że nie odeszłam w waszą niepamięć przez zawieszenie bloga...
Ogólnie to nawet cieszę się z rozdziału, bo przez te dwa miesiące miałam tyle weny, że
czekałam tylko, aby napisać wszystko, to co wymyśliłam.
Pojawiła się nowa postać! Emma to skomplikowana kobieta, ale
istotna w opowiadaniu. No i Luke cały czas pracował dla Blood'a; wrogiej agencji
dla Vivian!
Dajcie znać, czy jeszcze czytacie moje wypociny x

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział, bardzo się cieszę, że wreszcie się pojawił. Czekam z niecierpliwością na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział idealny. Chce więcej 🦄🦄
    Zapraszam do mnie :
    http://story-by-sasha.blogspot.com

    Sasha xoxo

    OdpowiedzUsuń