Strony

piątek, 2 października 2015

Rozdział II


   Po kolacji, razem z tatą zdecydowaliśmy się obejrzeć stare albumy z mojego dzieciństwa. Mieliśmy dużo pomysłów, co robić w wolne wieczory, by spędzić razem trochę chwil, a wspominanie dawnych czasów było idealnym zajęciem na resztę wieczoru. Zdjęcia przedstawiały mnie, kiedy tato trzymał mnie w ramionach po urodzeniu, gdy piłam mleko z małej, plastikowej butelki, mój pierwszy dzień szkoły, gdzie na zdjęciu miałam minę, jakbym szła na skazanie, ponuro patrząc w obiektyw.
Chyba już jako dziecko nie lubiłam chodzić do szkoły.
- O, popatrz tu.- ojciec wskazał palcem na zdjęcie z albumu, kiedy miałam może sześć lat i stałam na palcach, dodatkowo wspierając się na taborecie i zaglądałam główką na wysoką półkę kredensu.- tutaj, po raz pierwszy przyłapaliśmy ciebie z babcią, gdy podkradałaś jej miętowe cukierki z półki. Od początku byłaś bardzo sprytną dziewczynką.
Zaśmiałam się.
- Wiesz jaką następną fotkę umieszczę w albumie?- zapytał odkładając wszystko, gdy skończyliśmy oglądać. Spojrzałam na niego pytająco.- Twoje zdjęcie z balu maturalnego. Będziesz stać przed naszym domem, razem ze swoim przyszłym chłopakiem, jakimś gentlemanem naturalnie i uśmiechać się do aparatu- ojciec westchnął- Och, tak... to będzie wspaniałe zdjęcie. Na pewno nie możesz się już doczekać balu, co?
Tak na prawdę, nie myślałam o tym za dużo. Do ukończenia szkoły, pozostała mi jeszcze jedna klasa, w dodatku nie miałam partnera, z którym mogłabym iść, dlatego nie planowałam tego wydarzenia.
Wiedziałam, że większość chłopców ze szkoły, chętnie by się ze mną wybrało, ale podobała mi się perspektywa pójścia z żadnym z nich na bal. Nie znali mnie, znali tylko stereotypy. To, że byłam popularna - to ich kręciło, a mój charakter był obojętny. No, może oprócz Davida, mojego bliskiego przyjaciela. On znał prawdziwą mnie, nie obchodziło go czy byłam popularna, czy też nie. Ale tylko się z nim przyjaźniłam, nie chciałam nic więcej.

***

   Następnego dnia rano, zgodnie z daną obietnicą, pod moim domem pojawił się czerwony kabriolet Rosalie. Miała przyjechać po mnie do szkoły, ponieważ moje auto przejął na jakiś czas tata. Dziewczyna siedziała w wozie, machając mi, bym się pośpieszyła. Jej samochód przyciągał wzrok, szczególnie, że miał odsłonięty dach, a czarna, skórzana tapicerka siedzenia, aż prosiła się, żeby na nią usiąść. Dzień był piękny, zresztą jak bardzo często o tej porze w Sydney. Mi to pasowało, uwielbiałam ciepły klimat, więc nie miałam na co narzekać.
- Hej!- przywitałam się z nią, kładąc moją torbę do szkoły na tylne siedzenie, a sama siadając koło kierowcy.- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać, ale zaspałam.
- Przyzwyczaiłam się, Vivian. - uśmiechnęła się. Rose miała na sobie czarne okulary przeciwsłoneczne, w jej uszach pobłyskiwały srebrne kolczyki, a włosy spięła w luźnego kucyka. 
W przeciwieństwie do mojej przyjaciółki, rzadko kiedy wiązałam moje włosy. 
Rosalie ruszyła z piskiem opon, tak, że pomyślałam, że pewnie zostawiła ślady spalonej gumy na ulicy przed moim domem, z czego Thomas nie byłby zadowolony.
Moje włosy powiewały swobodnie, gdy jechałyśmy szybko ulicami miasta.
- Myślisz, że profesor Gerald zrobi sprawdzian z matmy? Bo jeśli tak, to obleję. Cholerny nauczyciel... Przystojny, a tak wymagający.- pokręciła głową z westchnieniem.
- Jak chcesz go przekonać, by nie zrobił, najlepiej zmień płeć, bo dobrze wiesz, że profesor Gerald woli chłopców.- ukryłam drwiący uśmiech. To było jasne, że nasz matematyk był gejem, bardzo lubił rozmawiać z chłopcami, za to dziewczyny traktował z chłodnym dystansem.
- Och, no wiem, wiem... Muszę chyba poczekać na mojego przyszłego crusha.- powiedziała, skręcając gwałtownie na parking naszego liceum. Chwyciłam się drzwiczek, bo o mało nami nie zakręciło.
- Boże, dziewczyno... Jakim cudem ty dostałaś prawo jazdy?
Rosalie posłała mi tajemniczy uśmiech.
- Urok osobisty.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy wreszcie zaparkowała. 
Wysiadłam prędko z wozu i zarzuciłam sobie torbę na ramię.
Na parkingu było mnóstwo ludzi z różnych roczników. Wiele rozmawiało ze sobą, paląc jointy pod murami szkoły. Żaden z nauczycieli nie miał już siły, by ich ustawiać do pionu, bo uczniowie i tak robili swoje.
Skierowałyśmy się z Rose do głównego wejścia budynku. 
Niektórzy schodzili nam prędko z drogi, widząc, że idziemy, inni nie chcieli na nas nawet spojrzeć. 
- Czasami krępuje mnie ich postawa.- szepnęła do mnie przyjaciółka.
   W duchu przyznałam jej rację. Po paru latach, można się było przyzwyczaić do tej "hierarchii", która obowiązywała w liceum, aczkolwiek czasem było to uciążliwe. Ci "popularni", nie rozmawiali z tymi mniej popularnymi, a jeżeli się zamieniło z nimi słowo, od razu ta reputacja spadała. To był świat intryg, kłamstw i braku wyrozumiałości. Nie pasowało nam to, dlatego z Rose starałyśmy się jak najmniej czasu spędzać z innymi popularnymi. Czasem fuknęłyśmy kogoś, kiedy nam mówił, że nie powinnyśmy odzywać się do tych "dziwaków". W ten sposób, pokazywałyśmy, że nikt nie ma prawa nam mówić z kim będziemy rozmawiały, w taki sposób zyskiwałyśmy szacunek innych.
Weszłyśmy do szkoły i rozdzieliłyśmy się w kierunku naszych szafek, które miałyśmy w zupełnie innych miejscach. Wbiłam szyfr, wyjęłam potrzebne mi książki i w tym momencie, drzwiczki szafki zamknęły się z głuchym dźwiękiem. Podskoczyłam zaskoczona i spojrzałam w bok.
- David! Matko Święta, przestraszyłeś mnie.
- Matki Świętej do tego nie mieszaj, Viv. - uśmiechnął się szeroko. - Ciebie też miło widzieć. 
Miał na sobie zieloną koszulę w kratę, która świetnie na nim leżała. Jego włosy były tak jak zawsze w artystycznym nieładzie. Green nie przywiązywał dużej wagi do swego wizerunku, a i tak wyglądał nieźle.
- Przygotowana na pytanie z angielskiego?
Przyłożyłam rękę do czoła.
- Cholera, zapomniałam! 
David podrapał się po głowie.
- No to powodzenia, Smith. Co ty robiłaś przez cały weekend?
No nie wiem, może złapałam groźnego dilera narkotyków, przez co Robert dołożył mi sporą sumkę do wypłaty i dał własną broń, bym zaczęła się w końcu nauczać strzelać? Tak, Davidzie, miałeś przed sobą przyszłą zabójczynię.
- Och, no wiesz... Spędzałam czas na zakupach, spotkałam się z Rose, byłam u kosmetyczki...
- Stop.- przerwał mi brunet, unosząc dłoń.- Nic mi nie mów o tych kobiecych pierdołach.
Ukryłam uśmiech. Gdyby tylko wiedział, jakie to "kobiece pierdoły" wykonywałam.
- Vivian! Vivian, do cholery!
Spojrzałam za Davidem, gdzie biegła w moim kierunku Rose, histerycznie wymachując rękoma.
- Nie zgrzej się tak, kochana- poradziłam jej poklepując po ramieniu, kiedy ta próbowała zaczerpnąć oddech.
- Musisz... to... zobaczyć!- zerknęła na Davida- o, hej David. Wow, co to za koszula? Co się stało, że zacząłeś ubierać się jak normalny nastolatek?
Rosalie i David uwielbiali sobie dogryzać, pomimo, że się przyjaźnili. Zawsze słuchałam ich zaczepek ze śmiechem.
- Ciągle ubieram się jak normalny nastolatek, Johnson. To ty masz ciuchy jak byś była wielką królową.
Przyjaciółka wywróciła oczami i pociągnęła mnie za sobą, biegnąc niemiłosiernie szybko. Ta to miała refleks.
Zatrzymałyśmy się na pierwszym piętrze, gdzie wskazała coś dalej.
Obróciłam głowę i zamarłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Tuż przy drzwiach pracowni chemicznej, stał oparty o ścianę chłopak, którego oblałam kawą, ten sam blondyn z kolczykiem w wardze. Rozmawiał z dwoma kolesiami; wysokim brunetem z ciemną karnacją i drugim, bardzo bladym zielonowłosym z koszulką, na której widniało logo zespołu, zapewne rockowego, o którym w ogóle nie miałam pojęcia. Nie słuchałam takiej muzyki.
Brunet, którego uroda przypominała trochę azjatycką śmiał się, wyszczerzając zęby i jawnie gestykulując, natomiast pozostali mieli miny, jakby słuchali słabego żartu. Zielonowłosego kojarzyłam ze starszej klasy. Był dość... rzucającym się w oczy chłopakiem, przez to, że często zmieniał kolor swoich włosów, ale nigdy z nim nie rozmawiałam.
- Kurwa, to są jakieś żarty- odezwałam się w końcu cicho. Rose popatrzyła na mnie przejęta.
- Vivian, tylko spokojnie. 
- Mówiłaś, że nie widziałaś go wcześniej w naszej szkole.- wypowiedziałam, ledwo nad sobą panując, obróciłam się do Rosalie. Nawet nie wiedziałam, dlaczego byłam taka zła. To wszystko przez tego kolesia, który tak mnie irytował i przerażał zarazem.
- No bo nie widziałam! Po raz pierwszy go zobaczyłam przed chwilą! 
Wzięłam głęboki oddech.
- Nieważne. Spróbuję go unikać, w końcu nasza szkoła jest duża, prawda? Może mnie nie zauważy?
Nawet ja słyszałam w moim głosie nutkę desperacji. Na prawdę nie miałam ochoty go spotkać. 
- Za późno...- oczy Rose szybko przemieszczały się między punktem za moimi plecami, a mną. 
- Idzie tu, prawda?- zapytałam szeptem. Rose kiwnęła głową.
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy?- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się powoli w stronę blondyna, który stał tuż przede mną. Był wysoki, jakiego go zapamiętałam, bo musiałam zadzierać głowę w górę, by na niego spojrzeć.- Witaj nieznajoma.
- Co ty tu robisz?
- Hmm, no nie wiem, poczekaj... Co się robi w szkole?- uniósł brwi, udając, że się zastanawia- Może się uczę? No wiesz, książki, zakuwanie, to wszystko w moim stylu.
Wiedziałam, że kłamie. Kto jak kto, ale on nie wyglądał na takiego, którego nauka by za bardzo obchodziła.
- Och, doprawdy? Nie przypuszczałabym.- odpowiedziałam słodko. Chłopak tylko szelmowsko się uśmiechnął.
- No cóż, Vivian... Czasami pozory mylą.
Zmarszczyłam brwi.
- Skąd wiesz jak mam na imię? 
Jego uśmiech się pogłębił i zwrócił się do Rose.
- Mogłabyś dać nam chwilę samotności?
- Nie!- zaprzeczyłam szybko, posyłając mojej przyjaciółce rozgoryczone spojrzenie. 
- Dlaczego? Boisz się zostać ze mną sama?- jego oczy były teraz skierowane na mnie. Miałam wrażenie, że chciał przejrzeć mnie na wylot.
- Nie, ale skoro Rose jest tu ze mną to nigdzie się nie wybiera.- oznajmiłam twardo, ale blondynka rzuciła, że i tak ma coś do zrobienia i spotkamy się na lekcji.
Pamiętałam, by ją udusić jak tylko skończę tą chrzanioną rozmowę.
- No więc, skąd wiesz jak mam na imię?
Roześmiał się.
- Mam takie źródła informacji, o jakich ty nie masz pojęcia. 
Och, gdybyś tylko wiedział, idioto.
- Świetnie. Po prostu zajebiście. To może ja też cię sprawdzę, by wynik był równy?
- Nie trzeba. Na pewno dowiesz się, jak się nazywam. Dobrze zapamiętaj to imię, założę się, że mamy razem parę lekcji. 
- Oby nie.
- Zobaczymy, bo odtąd raczej się ode mnie... hmm, nie odpędzisz- zniżył głos, by nikt nas nie słyszał- to co mówiłaś w kawiarni, nie było miłe. Zachowujesz się tak do każdego przechodnia?
- Tylko do kretynów, którzy rzucają mi na pierwszym spotkaniu zboczone podteksty.- uśmiechnęłam się sztucznie, ale jego oczy pociemniały.
- Mhm... - odchrząknął- no cóż, ostrzegam się tylko, że od tej chwili, powinnaś bardziej uważać, co mówisz. 
Wpatrywaliśmy się w siebie intensywnie. Ten chłopak irytował mnie jak mało kto.
- Ej, stary, pośpiesz się! Będziemy mieli dziś eksperymenty, słyszałeś?
Za blondynem stanęli jego koledzy, z którymi wcześniej rozmawiał. Brunet uśmiechał się i wyglądał na  podekscytowanego.
Mój rozmówca jednak przewrócił oczami. 
- Jestem zajęty, Calum. Tak jakbyś nie zauważył.
- Ooo.- powiedział domniemany Calum, zauważając mnie- nie przedstawisz nas?
- Nie sądzę, aby to było potrzebne.- wymamrotał Luke, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Kątem oka widziałam, jak jego koledzy wymieniają szybkie spojrzenia.
- Hemmings, mieliśmy przecież coś obgdać.- oznajmił niskim głosem chłopak w zielonych włosach.
- Wiem.- blondyn wreszcie przeniósł wzrok na swoich towarzyszy.- Ale mamy na to parę godzin, w końcu tyle będziemy tkwić w tej budzie.
- Jesteś tu nowy, nieznajomy?- uniosłam brew, patrząc na niego wyzywająco.
- Może i tak.- zwilżył językiem wargi, uśmiechając się szyderczo- Nie rób takiej miny. Wiem, że gdzieś w środku, cieszysz się, że mnie znowu widzisz. I, że znowu wyglądam piekielnie dobrze.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc.
Na moje szczęście zadźwięczał dzwonek.
- Och, przykro mi, czas nam się skończył.- oznajmiłam z sarkazmem i szybko wyminęłam trzech chłopaków, kierując się do sali chemicznej.
Ale wtedy zamarłam w pół kroku, bo skierowali się tam gdzie ja. Mieli "eksperymenty", co oznaczało, że szli na chemię razem ze mną! Niech to cholera weźmie.
Tylko zielonowłosy, którego nie znałam, pożegnał się z nimi i odszedł w stronę innej klasy.
   Weszłam do sali i usiadłam obok Rose w trzeciej ławce, przy oknie. Przyjaciółka od razu zaczęła zadawać mi pytania.
- Vivian, jak było? Co ci powiedział? Wszystko w porządku? Masz dziwną minę...
Wyjęłam potrzebne książki z torby i położyłam na ławkę.
- Nic, po prostu... Był irytujący tak samo jak w Starbucksie. Zresztą, opowiem ci później.
Rose otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Wiedziała, że nie było sensu drążyć tematu.
Pani profesor Margaret, która uczyła chemii, weszła do klasy, a przed nią mój wcześniejszy rozmówca i jego kumpel.
- Powitajcie nowych uczniów- oznajmiła, siadając za biurkiem i obserwując innych, przez swoje okrągłe okulary- To jest Calum Hood i Luke Hemmings. Mam nadzieję, że pomożecie im, gdyby mieli jakieś pytania do wcześniejszych lekcji.
Dziewczyny zaczęły szeptać między sobą, niektóre nawet chichotały. Natomiast chłopcy byli raczej sceptycznie nastawieni do nowych, rzucając im podejrzliwe spojrzenia. 
- Hej, ty! Jesteś może z Mongolii, czy z innego zakątka Azji?- zawołał Jack Parker, klasowy podrywacz i pajac zarazem. 
Klasa wybuchnęła śmiechem, ale Calum nie wyglądał na rozśmieszonego.
- Nie. Jestem. Azjatą.- powiedział ze złością zaciskając pięści.
- Jack!- wrzasnęła nauczycielka- Dziesięć zadań karnych z chemii! Na jutro! Nie możesz się tak odzywać do nowo przyjętego ucznia, okaż trochę kultury!
Parker wzruszył ramionami, nadal bezczelnie się uśmiechając, ale zamilkł.
Luke spojrzał na niego tak, jakby miał go zabić wzrokiem.
Pani profesor nakazała usiąść w wolnej ławce Calum'owi i Luke'owi. Niestety los chciał, by jedyna taka ławka, była tuż za moją. 
   Kiedy zaczęliśmy omawiać temat lekcji, słyszałam jak szeptali gorączkowo między sobą.
- No kurwa, jak mógł mnie nazwać Azjatą, pieprzony gnojek! Przecież nie jestem aż tak podobny! 
Przegryzłam wargę, bo moje pierwsze wrażenie o brunecie, było niestety takie samo jak Jack'a. 
- Dobra Cal, oboje wiemy, że trochę jesteś.
- Wcale nie!- wyobraziłam sobie, jak Calum robi obrażoną minę wypowiadając to zdanie i parsknęłam śmiechem.
- Coś cię bawi? 
Zrozumiałam, że to było do mnie, więc lekko odwróciłam głowę.
- Słucham?
- Zapytałem, co było takie śmieszne. Nie wiesz, że nie ładnie tak podsłuchiwać?
To Luke mnie zaczepił. Znowu.
 Rosalie posłała to mi, to Luke'owi zdezorientowane spojrzenie, a następnie jej wzrok padł na Caluma. To dziwne, ale przez chwilę miałam wrażenie, że się zarumieniła. Co było prawie niemożliwe, bo ona nigdy nie była zawstydzona.
- Daj spokój, nie z tego się śmiałam.
- Cześć! Jestem Calum!- brunet wyciągnął do mnie dłoń z promiennym uśmiechem, nie zważając na wymianę zdań pomiędzy mną, a jego kolegą z ławki, który wyglądał na znudzonego entuzjastycznym zachowaniem kumpla.- To ty rozmawiałaś z Luke'iem na korytarzu, nie?
- Niestety tak. Mam na imię Vivian. Miło przynajmniej ciebie poznać.- podałam mu dłoń.
- A ty... jesteś?- zwrócił się do mojej przyjaciółki.
- Rosalie. W skrócie Rose.- uśmiechnęła się, mogłabym nawet rzec, że zamrugała parokrotnie rzęsami. Cała Rosalie, zawsze chętna do poznania nowych chłopców.
- Nie przejmuj się Jack'iem, to głupek.- dodałam.  
- Zauważyłem.- uśmiech Calum'a był jeszcze szerszy, o ile to było możliwe. 
- Zaraz się porzygam od tych czułości.- mruknął blondyn.
Zmrużyłam oczy.
- Coś ci się nie podoba, Hemmings?
- Smith! Dlaczego odwracasz się do nowych kolegów? 
Zacisnęłam usta w cienką linię. 
- Och, tłumaczę im coś. 
Profesor Margaret nie była jednak usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
- Tak? To może wytłumaczysz, jak wykonasz następny eksperyment razem z...- obleciała wzrokiem naszą czwórkę- z panem Hemmings'em! Luke, pokaż nam proszę czego nauczyłeś się w poprzedniej szkole.
Pięknie. Nie dość, że byłam skazana siedzieć stanowczo za blisko Luke'a, to jeszcze mieliśmy wykonać wspólne zadanie. Gorzej chyba być nie mogło.

***

CZYTASZ = PROSZĘ SKOMENTUJ

Od autorki: Wróciłam z nowym rozdziałem! Trochę krótki, ale następne będą dłuższe, obiecuję :)
 Calum to takie szczęśliwe dziecko :D
+ do zakładki "bohaterowie" dodałam 3 nowe postacie, które
wkrótce się pojawią :)
Sophie x

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, czekam na następny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudownie, nowy rozdział! *.*
    I po pierwsze - GDZIE JEST ASH? :C Jest Lukey, Mikey, Cal.. a Ash? :C No nic, muszę przeżyć. :)
    Po drugie - jezu, uwielbiam Twój styl pisania. :)
    Po trzecie, Luke.
    Zachowuje się tutaj tak cholernie pociągająco i dupkowato, haha, ale takich lubię najbardziej, haha:)
    Oj, Viv, nieźle się wpakowałaś.
    Haha, Cal, szczęśliwe dziecko, haha:) Moje koleżanki też stwierdziły, że jest Azjatą, dostały za to po łbie, haha, no bo nie będzie mi tu nikt Cal'a Azjatą nazywał! :)
    Ale właściwie, mogło być gorzej, haha:)
    Trochę smutek, że tata Viv wyjeżdża. No ale będzie wolna chata, Luke może wbijać, haha:)
    Boski rozdział, jaki tam krótki! ;)
    Lecę zajrzeć do bohaterów! ;)
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz u mnie!
    itisnotourloveaiff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj już niedługo doczekasz się Ash'a :)
      + uwielbiam twoje komentarze <3 mega motywujące

      Usuń
  3. O yeah! Nowy rodział nareszcie! Hah :) Kochaam twojego bloga/ twoje rozdziały :)
    Wstałam i myśle a zobaczę czy nie ma rozdziału a tu, niespodzianka! Haha :D
    A co do rozdziału...Wow no w sumie tak coś podejrzewałam że okaże się, że Luke chodzi tam gdzie Viv do szkoły :) hah :) Ale ich do siebie ciągnie haha :) No bo jak to sie mówi "Kto się czubi, ten się lubi" a i Rose i Calum oo ❤️ Haha :D A tak btw ...Jak poznałam zespół #5SOS to też myślałam że Calum jest jakimś Azjatom czy coś haha :) Ale serioo...On po prostu taki jest i nic haha :D
    Rozdział wspaniały ...Uwielbiam sposób w jaki ty piszesz ...Jest on taki inny...od blogów, które czytam :)
    To co ...Życzę dużo,dużo weny ...Żeby następny rodział ukazał się dość szybko ...haha :)
    Mam nadzieje że jakoś cię tam zmotywowałam ;)
    ~Pozdrawiam Gabrysia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Woow ale Luke jest tutaj hot :)
    Uwielbiam to fanfiction <3 czekam na nastepny rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział <3
    Kiedy dodasz rozdział 3? :C
    Nie mogę się doczekać!!!
    Kocham blogi z Luke, ale twój blog przekracza granicę. Jest mówiąc jednym słowem ZA-JE-BI-STY!
    Zapraszam na moje dwa blogi :)
    1. http://crazylifelouistomlinson.blogspot.de/
    2. http://neverbewell.blogspot.de/
    Powodzenia w dalszym pisaniu!
    pozdro 600 julia xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg cudowny blog! Zaczelam czytac z przekonaniem ze kolejne nudne fanfiction a tu prosze! Po prostu swietne! Czekam na next rozdzial, oby jak najszybciej! <333

    OdpowiedzUsuń