Zrezygnowana, wstałam z ławki i podeszłam do profesor Margaret, która stała z dłońmi opartymi na biodrach i patrzyła to na mnie, to na Luke'a z wyrzutem.
- Panie Hemmings, pierwszy dzień w szkole, a już nie uważa pan na lekcjach.
Blondyn burknął pod nosem parę niemiłych słów, ale posłusznie stanął koło mnie na środku klasy.
- Panno Smith, co to jest?
Zapytała nauczycielka, wskazując na różowy płyn w probówce.
- Eee... Fenoloftaleina, pani profesor.- odpowiedziałam, dumna z siebie, że chociaż trochę znałam się na chemii.
- Bardzo dobrze. Jak zapewne słyszeliście wcześniej...- spojrzała na nas wymownie, dobrze wiedząc że nie słyszeliśmy nic, co mówiła- Doświadczenie to zwane jest otrzymywaniem mydła w reakcji zobojętniania. Żeby reakcja zaszła, musicie postępować zgodnie ze wskazówkami, które podałam wcześniej, liczy się praca zespołowa.
Praca zespołowa z Lukiem? To ja podziękuję.
Profesor Margaret udzieliła nam jeszcze parę rad z litości, widząc nasze bezradne miny i usiadła przy biurku, przeglądając dziennik.
Rozejrzałam się po klasie i zobaczyłam, jak Rose i Calum podpowiadają mi bezgłośnie, co mam zrobić. Wlałam więc do parownicy parę centymetrów roztworu wodorotlenku sodu.
- Luke, może byś się łaskawie ruszył i mi pomógł. wysyczałam cicho do blondyna, który stał jak taki słup soli i nic nie robił.
- Okej, spokojnie, skarbie.
Starałam się go go zignorować. Najpierw na korytarzu niezbyt grzecznie mówił mi, że mam uważać, a potem zwracał się do mnie z głupimi przezwiskami.Kiedy wlałam fenoloftaleinę do parownicy, Szanowny Pan Wszystkowiedzący, łaskawie dodał do reakcji, kwas stearynowy, stale mieszając.
- Hemmings, zrób to porządnie!- powiedziałam ze złością, widząc jak niedbale miesza w parownicy.
- Przecież robię!
Wywracając oczami, zauważyłam, że był na prawdę dobrze zbudowany. Czarna koszulka przylegała do ciała, tak, że uwydatniała jego tors, a ramiona nie były umięśnione do przesady, ale w sam raz. Nosił czarne rurki, które ciasno opinały jego nogi. Miałam przez to wrażenie, że ma o wiele dłuższe nogi ode mnie. Cholerny Hemmings.
Kurwa, nie powinnam w ogóle myśleć o jego ciele.
Odchrząknęłam, kiedy zauważył, że mu się przyglądam, odwróciłam wzrok i zaczęłam ogrzewać roztwór.
-Ostrożnie, Vivian. Luke, pomóż jej proszę mieszając.
Staliśmy teraz blisko siebie. Tak blisko, że zdołałam poczuć jak moje perfumy od Channel, mieszają się z jego. Nie miałam pojęcia jakich perfum używał, bo nigdy nie spotkałam się z tak intensywnym zapachem.
- Czujesz to gorąco?- zapytał szeptem, nachylając się jak najbliżej mnie.
Uniosłam brwi w zdziwieniu, ale szybko się opanowałam, rozumiejąc jego głupie dowcipy.
- Czuję, ale na pewno nie od ciebie.
Dobrze mu tak. Wielką przyjemność sprawiła mi każda cięta riposta skierowana w jego stronę.
Hemmings wyglądał na rozczarowanego.
- Poważnie? Będę musiał się chyba bardziej postarać.
Nie zwracając na niego większej uwagi, wpatrywałam się w substancję, która zaczęła się pienić.
- Ale, wiesz... Od ciebie czuję aż nadmiernie buchające gorąco, Vivian. Czyżbyś była rozgrzana, czy to tylko moja fantazja?
Poczułam jak moje policzki stają się purpurowe. Ten chłopak wyraźnie sobie ze mnie drwił!
- Spadaj, idioto.
- Co powiedziałaś?
- Dziękuję!- Margaret podeszła szybko i stanęła między nami. - widzicie?- uniosła porcelanową parownicę i pokazała ją całej klasie.- panna Smith i pan Hemmings wytworzyli mydło w reakcji zobojętniania. Obydwoje zasługujecie na ocenę bardzo dobrą z minusem. Minus za wasze wzajemne docinki, które usłyszałam.
Westchnęłam i oddaliłam się w stronę mojej ławki. Luke spoglądał na mnie gniewnie, kiedy siadał za mną.
Ups, chyba wybudziłam lwa... może za ostro go potraktowałam? Wydawał się być wkurzony nie na żarty... Ale sam sobie zasłużył, mógł nie zachowywać się jak skończony dupek.
Rose siedziała bokiem, bo rozmawiała z Calum'em. widać było, że załapali wspólny język, ponieważ chichotali i uśmiechali się do siebie głupawo, zupełnie nieskupieni na lekcji. Kiedy usiadłam koło przyjaciółki, ta klasnęła w dłonie.
- Viv, całkiem nieźle ci poszło! Jestem z ciebie dumna.
- Właśnie, zgadzam się.- potwierdził Calum kiwając entuzjastycznie głową- za to ty, Luke mógłbyś się bardziej wysilić.
Parsknęłam śmiechem, widząc zdenerwowaną minę Luke'a, który wpatrywał się w kolegę, jakby wbito mu nóż w serce.
Reszta lekcji przeminęła w miarę normalnie, na szczęście o nic nie byłam pytana, bo moje myśli błądziły zupełnie gdzie indziej. Hemmings miał takie wahania nastrojów jak kobieta w ciąży. W jednej chwili, nabijał się ze mnie, a w drugiej był obrażony o byle gówno. Trudno mi było pojąć logikę tego chłopaka.
Kiedy zostało dziesięć minut do końca lekcji, zza pleców usłyszałam chrząknięcie, a zaraz potem, przede mną wylądował mały papierowy samolocik.
Uniosłam brew i odwinęłam szybko kartkę. Była na niej napisana wiadomość chłopięcym, niezbyt dbałym pismem.
Och, Vivian... Niczego się nie nauczyłaś?
Wiedziałam, że to od Luke'a, po prostu to czułam. Wzięłam długopis i szybko napisałam odpowiedź na odwrocie.
Nie wiem o co ci chodzi...
Odrzuciłam kartkę do tyłu, wprost w jego ręce. Po paru sekundach, "samolocik" z odpowiedzią, przyleciał ponownie.
Jasne. Zawsze możesz przecież udawać, że nie wiesz "o co mi chodzi", ale mnie nie oszukasz. To co teraz mówię i robię, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Prawdziwa zabawa dopiero się zacznie.
Wyszczerzyłam oczy, mając wrażenie, że zaraz mi wylecą z orbit. To co napisał, przeraziło mnie. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodziło, czemu się tak mnie uczepił. Oprócz tego, że wylałam na niego kawę, nie miał powodu, przecież to nic wielkiego, powinien to olać. Lecz on zachowywał się, jakbym zrobiła mu coś strasznego i za każdym razem zachowywał się niedorzecznie.
Gdy tylko rozległ się dzwonek, wszyscy w maksymalnym tempie zaczęli pakować książki.
- Teraz mamy...- Rosalie spojrzała na plan lekcji, którego zdjęcie miała w komórce- matmę! Cholera, nic nie umiem na tę kartkówkę...
- Chętnie ci wytłumaczę, Rose!- odezwał się Hood, zakładając plecak na jedno ramię. Luke spojrzał na niego, unosząc brwi.
- Serio, Cal? Ledwo zdałeś z matmy, a teraz chcesz...
- Przymknij się, Luke.- brunet nadal wpatrywał się w Rose- Jak pouczymy się razem, będzie łatwiej.
- Och, pewnie. - Rosalie uśmiechnęła się promiennie- Idziesz, Viv?
- Zaraz do was dojdę, muszę tylko zapytać o coś Margaret.- odpowiedziałam i kiedy większość klasy wyszła, podeszłam do nauczycielki.
- Pani Profesor, chciałabym się dowiedzieć...
- Przykro mi, Smith, ale mam dyżur na pierwszym piętrze. Możesz poczekać z tym pytaniem na następną przerwę?- Nawet bez mojej odpowiedzi, ruszyła do wyjścia.
- Ta, jasne...- obróciłam się na pięcie, ale moje ciało napotkało przeszkodę. Tą przeszkodą okazał się tors Luke'a, na którego wpadłam.
Spojrzałam w górę, na twarz blondyna, która nie wyrażała żadnych emocji, zobaczyłam również, że poza nim, nie było już nikogo w klasie.
- Przesuń się, Hemmings. Nie widzisz, że chcę przejść?- warknęłam.
- Uważaj na ton, skarbie.- powiedział, nie odsuwając się ode mnie ani o milimetr. Staliśmy stanowczo za blisko siebie.
- Najpierw nie podoba ci się, co mówię, a teraz, jak to mówię? Ogarnij się.- rzekłam i spróbowałam go ominąć, tak by przejść przez cholerne drzwi, które były tuż, tuż.
Kiedy już prawie znalazłam się przy nich, poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
Zostałam gwałtownie przyciągnięta w stronę chłopaka, a zaraz potem ten, popchnął mnie tak, że moje plecy zderzyły się ze ścianą.
- Chyba mnie nie rozumiesz, Vivian.- Luke wycedził niskim głosem, pochylając się, tuż nad moim uchem. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Blondyn nie puścił mojego nadgarstka, za to drugą rękę trzymał na ścianie po lewej stronie mojej głowy, uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Co tu do rozumienia?- zapytałam cicho, ale nadal twardo. Nie chciałam, żeby wyczuł, jak w tej chwili mnie przerażał, to by tylko go dodatkowo ucieszyło.
- Nie możesz się do mnie tak zwracać, nawet mnie nie znasz, Smith. To bardzo niemiłe.
- Za to ty naruszasz moją przestrzeń osobistą i to jest tak samo niemiłe.- wymamrotałam.
- Doprawdy?- spytał. Jego głos stał się nagle bardziej ochrypły. Przeniósł swoją dłoń na moje biodro, przez co poczułam się jeszcze bardziej nieswojo- nie jest ci miło?
- Nie bardzo.- starałam się nie zająknąć. Jego palce, na moim biodrze, kręciły jakieś niewiadome znaki. To było bardzo rozpraszające. I bardzo niestosowne.
- Jakże mi przykro, Vivian.- za każdym razem, gdy wypowiadał moje imię, znacząco je podkreślał. Mówił to jakoś inaczej niż inni. Nadal zastanawiałam się, skąd je zna.
- Puść mnie, Hemmings, albo oberwiesz moim obcasem w krocze.
- Odważysz się na to?- czułam jak się uśmiecha, chociaż na niego nie patrzałam. Chyba w ogóle nie wierzył, że jestem zdolna do czegoś takiego.
- Owszem. A teraz, puść mnie, albo będę wołać pomocy.
Blondyn zaśmiał się ponuro.
- Nawet jeśli, to nikt cię nie usłyszy. Z tego co słyszałem, ta szkoła ma bardzo grube mury, a nie widzę też żadnego nauczyciela w pobliżu.
Podniosłam na niego wzrok z odrazą.
- Jesteś okropny.
- To dla mnie komplement.- jeśli to było możliwe, przycisnął mnie jeszcze bardziej do ściany.- po prostu zrozum jedną rzecz. Bardzo nie lubię jak się mnie obraża. Jak jeszcze raz to zrobisz, nie skończy się to tak miło.
Po tych słowach, puścił mnie i odszedł, nie odwracając się za siebie.
Stałam pod tą ścianą nadal zszokowana. Co on właśnie zrobił? Zachował się jak jakiś psychiczny gbur! Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, dlaczego tak ostro zareagował na moje słowa, ale jego reakcja nie była odpowiednia.
Nie mogłam sobie pozwolić, aby ktokolwiek mnie tak traktował. Myślał, że jestem typem dziewczyny, którą można sobie traktować jak się chce i grozić?
Niech no ja tylko się nauczę strzelać z nowej broni, a pierwszą ofiarą będzie pewien irytujący blondyn z cholernym kolczykiem w wardze.
Nie ruszyłam się z miejsca, dopóki nie miałam pewności, że moje nogi się nie ugną. Nadal byłam lekko sparaliżowana, poprzednim zajściem. Wyszłam z klasy, jak najszybciej idąc, w stronę sali, w której miałam następną lekcję, rozglądając się po ludziach, których mijałam.
Kiedy spostrzegłam Rose i Calum'a, od razu do nich podeszłam i siląc się na beztroski ton głosu, zapytałam:
- I jak tam, nauczyliście się czegoś?
Hood spojrzał na mnie wzrokiem, jakby zaraz miał zemdleć.
- Vivian, te obliczenia z matmy są straszne, nie pojmujemy ich. Ej, a może ty nam wytłumaczysz?
Wystawiłam przed siebie ręce, w obronnym geście.
- O, nie. Mnie do tego nie mieszajcie, sama nic nie umiem.
Brunet zrobił smutną minę, wydymając dolną wargę.
W przeciwieństwie do swojego kolegi, Calum dotychczas był bardzo pozytywny. Miał poczucie humoru i nie był dla nikogo chamski, jak Luke. Dziwiłam się, jak mogą się ze sobą przyjaźnić, przy tak odmiennych charakterach.
- A Luke nie ma z nami matmy?- spytała Rose, nie odrywając wzroku od notatek z zeszytu. Cieszyłam się, że zadała to pytanie, bo mnie również ono dręczyło.
- Nie. Chyba teraz ma angielski.
Odetchnęłam z ulgą, bo nie zniosłabym jego towarzystwa, przez następną godzinę.
Nie potrzebowałam więcej problemów, ani przyciskania do ściany.
***
Do końca dnia już nie widziałam Hemmings'a. Nie miałam z nim później żadnych lekcji, więc mój nastrój znacznie się poprawił. Jednak, moje myśli nadal krążyły wokół pewnego zdania, które napisał mi na chemii. "To co teraz mówię i robię, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Prawdziwa zabawa dopiero się zacznie."
Co to miało znaczyć? Czyżby wybrał mnie sobie jako ofiarę? Nie wiedziałam co o tym myśleć.
Szłam wolno ulicami, które zazwyczaj były puste, wracając do domu. Dzięki tej drodze, miałam czas przemyśleć sobie pewne sprawy. Po pierwsze: Luke mnie wkurzał, jak jeszcze nikt inny, w tak krótkim czasie. Po drugie: groził mi i był nieobliczalny. A po trzecie: nie zamierzałam pozwolić mu, na więcej jego głupich gróźb. Musiałam mu się jakoś skutecznie odpłacić.
Musiał wiedzieć z kim ma do czynienia, nie chciałam, żeby czuł się bezkarny.
W tylnej kieszeni moich spodni, zaczął dzwonić telefon. Sięgnęłam po niego i od razu rozpoznałam numer.
- Halo?- odezwałam się z uśmiechem.
- Witaj, Vivian.- powiedział głębokim głosem Robert McCassie. Mój zleceniodawca dzwonił do mnie w najróżniejszych sprawach, a najczęściej po to, by poinformować mnie o nowych misjach. Był po trzydziestce i złego wyglądu, nie można mu było zarzucić. Zawsze chodził w garniturach, ubierając się bardzo elegancko. Był zadbanym, stanowczym mężczyzną, w końcu jak inaczej miałby się zachowywać szef agencji szpiegowskiej? Budził respekt, jeśli się przed nim stanęło, ale miałam wrażenie, że wśród swoich pracowników, ja byłam traktowana trochę inaczej. Robert był dla mnie milszy, niż dla innych, można by rzec, że mnie faworyzował, ale w zamian, oczekiwał więcej w misjach, które mi zlecał.
Nie miałam co prawda, jakiś super ważnych zadań, ale zawsze dostawałam dostosowane do moich umiejętności. Ciągle uczyłam się nowych rzeczy w agencji, co było dla mnie sporym wyzwaniem.
- Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie?- zapytałam. Pozwolił mi zwracać się do niego na "ty". Nawet sam mi to zaproponował, więc nie widziałam w tym nic złego. Już dawno przestałam się wstydzić i chyba miałam wczesne wkroczenie w dorosłość, skoro już jako szesnastolatka wstąpiłam do agencji.
- Tak. W sumie w dwóch sprawach. Chcesz najpierw usłyszeć dobrą czy złą?
Cholera. To była też zła sprawa?
- Dobrą.- odpowiedziałam, zerkając, przed siebie na jakąś parę, która namiętnie się całowała się, przed furtką jakiegoś bogatego domu. Skrzywiłam się. Jezu, czy nie mogliby wejść już do osobnego pokoju?
- A więc, za tydzień w piątek masz nowe zadanie. Dowiedziałem się, że Blood wysłało agenta, który miał się do nas wkupić w łaski i przejąć parę ważnych informacji. To nijaki James Fitz, na maila wyślę ci jego zdjęcie. Za tydzień ma prawdopodobnie wylądować na lotnisku w Sydney o 20:55, a twoim zadaniem jest go wyeliminować. Nie możemy sobie pozwolić na żaden błąd, dlatego do tego zadania wybrałem ciebie.
Gwałtownie się zatrzymałam. Mój szef doskonale zdawał sobie sprawę, że jeszcze nie miałam misji, na których musiałabym kogoś zabić.
- Ale...- zaczęłam, szukając odpowiednich słów, jednak McCassie mi przerwał.
- Tak, wiem, że wcześniej nie miałaś okazji nikogo zabić, więc nadeszła twoja szansa. Doskonale znasz Blood'a i wiesz, do czego są zdolni.- owszem, wiedziałam. To była wroga agencja, która działała nam na szkodę, nienawidziłam ich z całego serca.- Wiem, że twój ojciec nauczył cię samoobrony, ale nie nauczył jak strzelać ze spluwy. Nie martw się tym. Przyjdź w najbliższą sobotę do agencji, a pokażę ci wszystko na strzelnicy. Znam twój potencjał, Smith. Szybko się uczysz, nie sądzę byś z tym miała problemy.
Wzięłam głęboki oddech. Miał rację, skoro zdecydowałam się na takie życie, musiałam liczyć się z konsekwencjami.
- Okej. Będę tam.
- Świetnie.- Robert wydawał się być zadowolony z mojej odpowiedzi- Dodatkowo, w tej misji będzie ci towarzyszyć Alex Kingson. Jest doświadczoną agentką, pomoże ci. Słyszałem, że ten Fitz to inteligenty i dobrze wyszkolony facet, dlatego będzie ci potrzebne wsparcie.
- Dobrze, szefie.- uśmiechnęłam się na myśl, że nie będę musiała zrobić tego sama.
- I jeszcze zła wiadomość.- odczekał chwilę.- słyszałem, że twój ojciec wraca do wojska.
Ach, więc o to chodziło.
- Tak, ale nie przejmuj się.To nie będzie z niczym koligować, mój tata nic nie wie o tym czym się zajmuje, a jestem bardzo ostrożna. Zresztą na pewno by nas nie wydał, chce dla mnie dobrze.
- Wiem, Vivian. Chodzi tylko o to, że musisz być jeszcze bardziej ostrożna. Nie jesteśmy do końca...hmm... zgodną z prawem agencją, a wojsko ma duże wpływy oraz informacje. Pilnuj się, Smith, bo nie chciałbym, żebyś miała problemy przez twoją pracę i również nie chcę stracić tak dobrej agentki.
I od razu się rozłączył.
Jeżeli chciałam, by wszystko co robiłam nie wyszło na jaw, musiałam się jeszcze bardziej pilnować.
Tata był moją jedyną rodziną, więc to nie tak, że miałam gdzieś, że był w armii. Owszem, ta sytuacja była skomplikowana. Moje sumienie dawało o sobie znać, za każdym razem, kiedy miałam coś do zrobienia w agencji, więc kłamałam, że wychodzę do Rose na noc. Sprawiało mi to wielki trud, ale nie miałam pojęcia, jakby zareagował na fakt, dla kogo pracowałam. Na pewno nie wyrzuciłby mnie z domu, z wielkim hukiem, ale nie chciałam ryzykować utratą jego zaufania. W końcu jako żołnierz, miał ten swój kodeks, a raczej nie mógł przyjąć mojego zajęcia z uśmiechem na twarzy.
Czasami chciałam mieć kogoś z kim mogłabym dzielić się wszystkim co mnie spotykało. Owszem, miałam Rosalie, która była wspaniałą przyjaciółką, ale potrzebowałam kogoś bardziej osobistego, kogoś kto słuchałby moich zmartwień, przeżyć na misjach, moich pragnień. Kogoś, kto o drugiej w nocy, bez problemu odebrałby każdy telefon, cokolwiek by się działo. Kogoś, dla kogo byłabym najważniejsza.
Odpowiedź była prosta: związku. Tyle, że dawno przestałam mieć nadzieję, że znajdę kogoś odpowiedniego. Miałam dotychczas dużo pomyłek, straciłam wiele osób, na których mi zależało. Nie chciałam znowu przeżywać zawodu. Pech w miłości sprawił, że przestałam w ogóle o tym myśleć. Aż do tej chwili. Nawet nie powinnam znowu do tego wracać, w końcu nie mogłam narzekać na brak rozrywki.
Mijałam kolejne ulice, nadal trawiąc informację o moim nowym zadaniu, ale z drugiej strony, w środku czułam jakiś rodzaj ekscytacji. Z tego co wiedziałam, inni pracownicy agencji zabili sporo osób w swojej karierze. Byłam jedną z nielicznych, oprócz nowicjuszy, która nie zabiła jeszcze nikogo. Właściwie nie miałam pojęcia dlaczego, ale Robert kazał mi czekać.
Więc, kiedy dostałam broń od niego i wzięłam ją do ręki, poczułam... Coś takiego, co trudno mi było wytłumaczyć. Spokój, poczucie bezpieczeństwa? A może odrobinę ekscytacji? Chyba wszystko po trochu.To było nowe uczucie. I może niektórzy pomyśleliby, że jestem masochistką, ale to, że miałam wyeliminować kogoś z Blood'a, sprawiało, że czułam wielką rządzę. Blood w przeszłości zrobił mi coś, czego nigdy nie wybaczyłam tej pieprzonej agencji. Chciałam sprawić, by ten Fitz poczuł się jak ja wtedy, by cierpiał tak samo mocno.
Więc, jeśli natrafiła się okazja, by zabić, dlaczego miałam z niej nie skorzystać?
***
Od autorki: Wielki Luvian moment *.*
Oczywiście to dopiero początek, będzie tego duuużo więcej ^^
Oczywiście to dopiero początek, będzie tego duuużo więcej ^^
Dziękuję za ponad 1 000
wyświetleń, jesteście cudowni <3
Szkoła daje w kość, ale jakoś sobie radzę, w końcu trzeba się
kiedyś oderwać od rzeczywistego świata.
Szkoła daje w kość, ale jakoś sobie radzę, w końcu trzeba się
kiedyś oderwać od rzeczywistego świata.
Sophie x
Komentujcie, przez to ogromnie mnie motywujecie.
Jeśli wyrazicie swoją chociażby krótką opinię, bardzo mi to pomoże.
Hej,hej :)
OdpowiedzUsuńYay ! Nowy rozdział, nawet nie wiesz jak się cieszę :) haha :D Umiliłaś mi tylko tym weekend, jest co czytać po nocach jak nie można zasnąć haha :)
A co do rozdziału:
Ymm no powiem ci że widać jak akcja powoli zaczyna się rozkręcać, ta scenka Viv i Luka po lekcji chemii wow ! No to trochę ...Było takie przerażające haha :) Żartuje :P
Calum i Rosse no ja nie będę zaskoczona jak w najbliższym czasie pójdą razem na randkę, albo coś w tym stylu ...haha Nie ma to jak pomagać komuś w matmie jak samemu się jej nie rozumie ...Tiaa matma tak zwana "czarna magia" haha :D
Uuu i pierwsza taka misja Vivian wow! No niepowiem ...Ciekawe tylko kim jest ten chłopak ...haha :D
Rozdział jak zawsze fantastyczny ...:D
Najlepiej dawaj już kolejny rozdział i to dziś haha :D
To co ...Na pewno dużo,dużo weny życzę :)
Miłego weekendu i do następnego rozdziału :)
~Pozdrawiam Gabi ❤️
Witam ;-)
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, uwielbiam Vivian <3 Lekcja chemii była świetna, przy momentach Luvian ja po prostu odlatuję XD
Czekam na następny rozdział :D
Pozdrawiam ^^
Świetny rozdział, uwielbiam jak piszesz wszystkie rozdziały! *.*
OdpowiedzUsuńW ogóle bardzo polubilam Viv a o Luke'u juz nie wspomne <3
Dodaj szybko nastepny :*
Luke na serio ma humorki jak baba w ciąży. Albo nawet i gorzej ;_;
OdpowiedzUsuńZ początku myślałam raczej, że Viv będzie w jakimś gangu, a tu agencja szpiegowska! No zaskoczyłaś mnie, nie powiem, że nie. Mam jakieś takie przeczucie, że chłopaki również będą w to wszystko zaplątani ;o
Podryw Caluma wygrywa wszystko! Ogółem strasznie go tutaj lubię, wykreowałaś go na bardzo pozytywną postać. <3
Ah, i ten grupowy debilizm z matmy. Czy tylko ja ją ogarniam? :D
Czekam na więcej! Zaciekawiłaś mnie tym mrocznym klimatem, który ostatnimi czasy tak uwielbiam. :*
cios-przeszlosci
Dziękuję za taki pozytywny komentarz, sprawiłaś, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy x
UsuńDobrze kombinujesz z niektórymi rzeczami, powiem ci :D
Pozdrawiam x
Blog zapowiada się ciekawie! Jestem tu po raz pierwszy, więc czeka mnie kilka godzin wspaniałej lektury:)
OdpowiedzUsuńhttp://zyciejestjakpieknysen.blogspot.com/
Ok, jestem mocno spóźniona z komentarzem, ale rozdział czytałam już w dzień dodania. Mimo wszystko, przeczytałam jeszcze raz, bo absolutnie uwielbiam Lukey'a i Viv, a ta akcja na chemii.. :)
OdpowiedzUsuńRozdzialik przeczytałam w pięć minutek, bardzo przyjemnie spędziłam przy nim czas i zachodzę w głowę, jak ja wytrzymam do następnego rozdziału. ^^
Calum jest tu takim pozytywnym słodziakiem, że normalnie tylko go schrupać ♥ Podryw na matmę zawsze spoko, haha:) Nigdy nie ogarnę tego diabelskiego przedmiotu, Caaal, ja też chcę się z Tobą pouczyć! :(
Zmienne nastroje Luke'a czynią go jeszcze bardziej awrgh <3 Zarozumiały, pewny siebie, tajemniczy, arogancki i niepokojący - ideał. :')
Misja Vivian.. oh. Podejrzewam, że Hemmo ma coś wspólnego z "Blood", no ale nie wiem, strzelam w ciemno :) Jestem pod wrażenia tego, że Viv podjęła się takiej odpowiedzialności. Musi być bardzo ustatkowana i silna psychicznie. Ja nie byłabym w stanie z zimną krwią zabić kogoś, kogo tak naprawdę nie znam.
Uhm, jestem niezwykle ciekawa co 'Blood' zrobiło Viv, że teraz tak nienawidzi tej agencji.
Hmm.. hm..hmm.. pytania się mnożą, a odpowiedzi poza zasięgiem :D
Ślicznie napisany rozdzialik :)
PS. Czekam na Ashtona nadal! :D
itisnotourloveaiff.blogspot.com
PS2: Życzę mnóstwa weny kochaniutka :*
Dziękuję bardzo i po raz kolejny stwierdzam, że kocham twoje komentarze *.* x
Usuńzakładka bohaterowie zaktualizowana :)
Usuńprzepraszam, że tutaj, ale nie znalazłam "spamu" :(
Hej, hej :)
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam Ci przekazać, że znalazłam małe powtórzenie w tekście; "Wywracając oczami, zauważyłam, że był na prawdę dobrze zbudowany. Jego ramiona, nie były umięśnione do przesady, ale w sam raz. Czarna koszulka przylegała do ciała, tak, że uwydatniała jego tors, a ramiona nie były umięśnione do przesady, ale w sam raz. Nosił czarne rurki, które ciasno opinały jego nogi."
Do przesady x2 . Jedno mogłabyś wyrzucić ;3
Czy między Rose a Calumem coś będzie? Czuć tę chemię między nimi. No i oboje nie rozumieją matmy. Byliby słodką parą <3
Tajna agentka Vivian dostała misję, na której ma zabić człowieka. Mam nadzieję, że jej celem nie jest Luke, który jest lekko przerażający, ale mimo to, lubię go. No i trzymam kciuki, żeby tata dziewczyny się nie dowiedział o jej 'zawodzie'.
Czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam.
http://dwaswiatyblog.blogspot.com/
Dziękuję za celną uwagę, na pewno poprawię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam x
Agh!! Chemia to zło! W najczystszej postaci. Czarna magia i nasienie diabła. Nie dziwię się, że po niej Luke zrobił się nieco agresywny. Ona wybudza w człowieku najgorsze instynkty. (Tak, ja widzisz ja i chemia nie lubimy się, bardzo). Na poprzedniej chemia, a oni jojczą, że matma. Ja tam sto razy bardziej wolę matmę niż to przekleństwo, ale nie czepiam się. Różni ludzie są.
OdpowiedzUsuńW ogóle strasznie mnie przez chwilę przeraził Luke. Poważnie myślałam, że coś jej zrobi. Ale tak poważnie ZROBI. Nie no, moje przypuszczenia się potwierdzają. To musi być kryminalista. I podejrzane, że pojawił się w szkole, akurat wtedy, gdy Viv została wytypowana do swojego pierwszego killer-zadania. Jeśli nie okaże się jakimś psycholem to będę bardzo rozczarowana :O
Calum – taki słodziak. On i Rose będą wyglądali przecudownie razem <3 Nie, a tak poważnie: Luvian wymiata. xD
Aaa, jutro sprawdzian z matmy, a ja tu czytam twojego bloga! Do czego ty mnie doprowadzasz, dziewczyno?? Czemu musisz pisać tak ciekawie, że aż nie mogę się oderwać. Nie, mocne postanowienie. Ostatni rozdział i idę do łóżeczka :p